piątek, 25 kwietnia 2014

Charper eleven.

- Bartra! Znów pieprzysz się z byle jakim plastikiem? - Drzwi gwałtownie się otworzyły i ktoś ściągnął z nas kołdrę.W jednej chwili cieszyłam się,że David ma szybki refleks i czym prędzej spowrotem nakrył nas kołdrę, szczególnie mnie.Oboje nie chcieliśmy,żeby ktoś dowiedział się o.. Nas? Pewnie wszyscy skakali by wokół z prenesjami dlaczego się ukrywamy i jeszcze kurwa czego! Tego właście chcieliśmy uniknąć najbardziej. Tak, zdecydowanie! To była chwila słabości,którą wykorzystaliśmy w sposób,który łączy się z konsekwencjami. - Przyznaj się,która dzisiaj? - Zaśmiał się krótko i wtedy rozpoznałam głos młodego dos Santosa! Największego plotkarza w klubie! - To ta cyctata blondi z La Rozas? - Podsumował krótko, ponownie łapiąc za kant kołdry. - No nie pokażesz przyjacielowi?
- Nie i spierdalaj! - Warknął David przejeżdżając dłonią po moim nagim biodrze.
- Stary, nie bądź taki. - Poczułam jak Ivo siada obok mnie na łóżku. Momentalnie mocniej zacisnęłam piąstki trzymając pościel tak, aby nie dał rady jej zdjąć ze mnie! Zabije Go, nie Ich obu! W jednej chwili ogarnęła mnie taka wściekłość,że byłam wstanie rozszarpać go i rzucić na pożarcie psu. I znów David wykonał ruch dłonią po moim ciele, zmroziło mnie.
- Będę! - syknął Bartra - Lepiej będzie dla Ciebie, jeśli zejdziesz do kuchni i zrobisz kawę! Teraz! - zacisnął zęby ze złości. Usłyszałam łańcuszek przekleństw w stronę młodego napastnika. Gdy Ivo wyszedł odsłoniłam głowę, spoglądając na Davida,który wyskoczył z łóżka. Zebrał z podłogi bokserki, wciągnął je na siebie przy okazji zamykając sypialnię na klucz.Upewniając się czy zamknął je, pomknął z powrotem do mnie z koszulą w dłoniach. Ubrał mi ją i przyciągnął do siebie składając na ustach delikatny pocałunek. - Przepraszam za niego. - mruknął przyciskając wargi do moich ust. Otoczył mnie silnymi ramionami. - Gdybym nie miał treningu i nie było by tutaj Ivo, przesiedziałbym tu z Tobą wieczność - Zbliżył się na tyle,bym poczuła zapach Jego perfum. Dłonie wplótł w moje chłodne palce.
- Ale niestety jest - spojrzałam na niego - Więc należało by grzecznie wstać, założyć coś na siebie i zająć czymś tego głupka,żebym mogła wrócić do domu. - przywarłam do niego mocniej ocierając nosem o Jego zarośnięty policzek.
- Nie wiem po co dałem mu klucze - podsumował muskając ustami moją szyję.Zamknęłam oczy, uśmiechając się delikatnie. W jednej chwili usłyszeliśmy huk rozbijającego się szła. Wypuściłam z płuc powietrze, siłą odrywając od siebie Davida.
- Idź do tej cholernej kuchni - odwróciłam się od niego szukając wzrokiem swojej garderoby - Zaraz Ci ją rozniesie i nic po niej nie będziesz miał.
- Przysięgam,że kiedyś Go zabiję - wkurzył się wstając. Wciągnął na siebie szare firmowe dresy. Również wstałam zbierając z podłogi swoje ubrania. Miałam na sobie tylko davidową koszulę,która sięgała mi do połowy ud. Poczułam jak silne dłonie oplątują mnie wokół talii i ciągnął w tył. Oparłam się plecami o tors Bartry, pocałował mnie w policzek - Zostaniesz dopóki nie wrócę z treningu? - patrzył na mnie z ukosa, uśmiechając się uroczo.
- Nie, Bartra! Ty zadylasz na trening, ja do domu. - powiedziałam - Mam kilka spraw,które muszę załatwić.
- A spotkamy się wieczorem?
- A przyjedziesz do mnie? - spojrzałam na niego
- Przyjadę. - skradł mi całusa i zniknął za drzwiami.

Ten dzień zdecydowanie należał do najgorszych.Gdy tylko wymknęłam się od Davida, tuż po Jego domem natknęłam się na samochód wujka Thiago,który podrzucił mnie pod posiadłość rodziców. Podziękowałam buziakiem za podwózkę i wysiadłam z samochodu. W biegu zrobiłam poranną toaletkę,wypiłam kawę i z jabłkiem w ręce wyszłam z domu. Torbę,którą miałam zabrać z sobą do swojego mieszkania leżała spokojnie na tylnim siedzeniu audi a8. Wsiadłam za kierownicą i wyjechałam na ulicę kierując się na uniwersytet. Pierwszą rzeczą,którą miałam załatwić to złożyć podpisaną kopię papierów na dziekanowskim biurku, drugą zaś zawieźć do klubu. Tak, też zrobiłam.Po całej bieganinie z papierami udałam się do mieszkania,gdzie zajęłam się sprzątaniem po ostatniej wizycie chłopaków. Opadłam zmęczona na kanapę,jeszcze nigdy w życiu nie byłam tak wściekła na chłopaków za bałagan,który mi zostawili. Usłyszałam otwierające się drzwi frontowe i po chwili w korytarzu pojawił się zdyszany David. Rzucił torbę treningową w kąt, zdjął buty i wpadł do salonu. Przeskoczył przez oparcie kanapy, pocałował mnie w skroń siadając obok. Odłożył na stolik laptopa, z jeansów wyjął portfel i kluczyki samochodowe rzucił je obok włączającego się urządzenia. Schował głowę w zgłębieniu mojej szyi, co chwilę muskając szyję. Nie przejęłam się nim biorąc na kolana bartrowego laptopa. Włączyłam przeglądarkę internetową i odwiedziłam wszystkie ulubione strony. Zniesmaczonym otoczył mnie ramieniem spoglądając w ekran. Odwróciłam się w Jego stronę wykrzywiając usta w delikatnym uśmiechu.
-Jak trening?
-Męczący - odpowiedział zabierając mi laptopa, odłożył go na stolik - Co robiłaś kiedy mnie nie było? - spytał muskając ustami mój policzek.
-Złożyłam papiery o staż w klubie - wzruszyłam ramionami - Zrobiłam Paellę, zapewne jesteś głodny - momentalnie oderwał się ode mnie.
-Na prawdę? - patrzył na mnie z uśmiechem na twarzy.
-Nie kłamię, przecież.
-Dzięki Jezu, że zesłałeś ją na moją drogę. - powiedział całując mnie przelotnie znikając za kuchennymi drzwiami.Słyszałam jak wyjmuje ją z piekarnika i nakłada na talerz zachwalając mój kulinarny talent. Uśmiechnęłam się pod nosem, wyłączyłam przeglądarkę, po chwili pojawił się pulpit komputera. Zauważyłam folder 'Ibiza' i otworzyłam go. Momentalnie na ekranie wyświetliło się multum zdjęć z wakacji. Zaczęłam je przeglądać. Na każdym z nich był z przyjaciółmi, wygłupiając się.Na kolejnych byli już wszyscy chłopcy z swoimi partnerkami. Uśmiech nie schodził mi z twarzy dopóki nie pojawiło się zdjęcie Davida z siostrą Bryana w dwuznacznej sytuacji. Wpatrywałam się w nie,gdy w kuchni buszował Bartra sprzątając po sobie. - Pychota! - powiedział wychodząc z pomieszczenia. Przysiadł się do mnie tak, abym opierałą się o Jego tors. Pocałował mnie w policzek i spojrzał w ekran. W jednej chwili czułam jak wyraz Jego twarzy się zmienia, a oczy poczerniały. - Nie powinnaś oglądać tych zdjęć! - Warknął zabierając z moich kolan laptopa. Wyłączył slajdy z pamiątkowymi zdjęciami. - Widocznie nie nauczyli Cię nie wtyrać nosa w nie swoje sprawy Alcantara! - syknął wściekły.
-To tylko zdjęcia.
-Moje, prywatne zdjęcia - fuknął próbując opanować złość - Po prostu.. - zamilkł wstając.
-Będziesz zły o jakieś głupie fotki? - również wstała, odwrócił się w moją stronę wkładając dłonie do kieszeni spodni.
-Tak! - ryknął, stanął tak,że stykaliśmy się nosami.
-Część z nich ma Luka, więc w czym problem? - próbowałam się opanować, ale nie zbyt mi to wychodziło.
-Ale nie ma tych, na których jestem z Pat! - spojrzał mi w oczy, przez chwilę milczał - Nie chciałem,żebyś je widziała!
-Tych na których pieprzysz Pat? Tak? - wybuchłam - Nie martw się, gówno mnie to obchodzi,że dymasz tą blond lale! W końcu jesteście parą!
-Daj spokój z nią, dobrze? - ścisnął dłonie - Chciałam zapomnieć o niej choć na moment i dać ponieść się chwili.
-Czyli ta noc.. - czułam jak oczy zaczynają mi się szklić od łez.
-Nie - złapał mnie za dłonie - Nie, ta noc..
-To jedna wielka ściema Bartra! - dokończyłam za niego - Już teraz rozumiem Patricie - wyjąkałam zabierając z stołu jego kluczyki i portfel - Z Tobą nie da się wytrzymać. Jesteś pieprzonym zadufanym w sobie egoistą, David! - złapałam jego dłoń wpychając mu w nią jego własność - Jeśli się nie zmienisz, zostaniesz sam!
-Leti, posłuchaj. - zaczął
-Nie, David. - przerwałam mu czując łzy na policzkach - Najlepiej jeśli wyjdziesz.


Wracam po dwu i pół miesięcznej przerwie. Bardzo długo zajęło mi pisanie tego
rozdziału,ale dziś zakończyłam go. W sumie przyspieszam całą akcję opowiadania.
Zostawiam i do zoba! 

Gracies per tot Tito.


niedziela, 16 lutego 2014

Charper ten.

Zatrzymaliśmy się na podjeździe przed domem rodziców Bartry. Drzwi frontowe otwarły się nagle i rozpoznałam matkę Marca, Marię. David wyszedł z samochodu i obszedł dookoła. Przywitał się z babką, wymienili parę zdań, a gdy tylko wypuściła go z objęć spojrzała na mnie i jej twarz rozjaśniła się w szerszym uśmiechu. Napastnik wyjął z fotelika śpiącą siostrę i zniknął za drzwiami. Jak przystało wyszłam z samochodu zostając z jego babcią na osobności.
-Wiele o Tobie słyszałam - podeszła bliżej i serdecznie mnie uściskała - Tak się cieszę,że Cię w końcu poznałam.
-Pomyliłam mnie pani z Patricią - mruknęłam, a babka uniosła brwi - Dziewczyna Davida - wyjaśniłam
-Patricia? To jędza. Pyskata smarkula - powiedziała ochrypnie - Mojemuy wnukowi buźka się nie zamyka. - podniosła do góry rękę i dotknęła mojego policzka. Wzięłam głęboki oddech i uśmiechnęłam się niepewnie - Ciągle o Tobie opowiada, Leti. - pokręciła głową tak,że kosmyki siwych włosów opadły na jej pomarszczoną twarz. Milczałam przez chwilę przetwarzając w głowie słowa Marii. Gdy chciałam zapytać o coś, w drzwiach pojawił się wspomniany chłopak wraz z swoim dziadkiem i młodszym bratem. Santiago pomachał mi i zniknął za drzwiami. Nie spostrzegłam nawet,kiedy obok mnie stanął Bartra z uśmiechem na twarzy patrzył na nas obie.
-Młoda śpi u siebie - zaczął - Nie macie czekać na rodziców, bo i tak wrócą późno.
-Nocujesz w domu?
-Nie babciu. - podszedł do niej całując w czoło - Dzisiaj zostaję u siebie.
-Obiecaj mi jedno - wymierzyła w niego palcem i spojrzała na mnie - Przywieziesz tutaj tą piękną damę w niedzielę po Twoim meczu!
-Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem - zaśmiał się otwierając drzwi po stronie pasażera. Maria przytuliła mnie jeszcze raz do siebie i oddaliła się do męża. David szybko zajął miejsce za kierownicą i w końcu wyjechaliśmy na ulice Barcelony. Oboje siedzieliśmy cicho, co jakiś czas spoglądając na siebie. Jechaliśmy z dobrą godzinę i właśnie zaczęliśmy się zbliżać do strzeżonego osiedla niedaleko plaży. Znałam to miejsce. Tutaj znajdował się dom wujka Thiago zanim wyjechał do Niemiec.Tuż na przeciw był dom starego Bartry i dos Santosa. David zatrzymał samochód i spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem na ustach. Nie minęła chwila,a wchodziliśmy do środka. Pęk kluczy,które trzymał w dłoni położył na szafkę.
-Rozgość się, a ja zaraz wracam - powiedział znikając za rogiem. Zdjęłam kurtkę i weszłam w głąb domu.Właśnie zdałam sobie sprawę,że ostatni raz byłam tutaj przed wypadkiem z rodzicami. Chodziłam rozglądając się na wszystkie strony. Niby kilka lat, a wszystko się tak bardzo zmieniło. Wujek wraca do Barcelony, starzy Davida kupili dom niedaleko rodziców, tata z mamą cieszą się moim powrotem. A David dostaje starą posiadłość od Marca i Dori. Nim się obejrzałam wchodziłam po schodach na górę. Zatrzymałam się na korytarzu i zobaczyłam uchylone drzwi. Podeszłam bliżej i je otwarłam. Wszystko razem idealnie ze sobą współgrało. Czerwono-szare ściany, jasne panele, a na nich puchaty biały dywan. Wielkie lustro za,którym znajdowała się garderoba. Podeszłam do okna odsłaniając firanki. Otworzyłam drzwi balkonowe, poczułam delikatny wietrzyk,który pieścił moją twarz. Chciałam wyjść na zewnątrz gdy ktoś złapał mnie za nadgarstek. Odwróciłam się i spojrzałam najpierw na dłoń,która mnie trzymała, a dopiero później na Davida. Widziałam w Jego oczach smutek, dotknęłam Jego policzka by po chwili poczuć falę ciepła rozchodzącego się po całym ciele. Zbliżył się do mnie. Patrzyłam w Jego szare oczy. Uświadamiając sobie,że od dłuższego czasu,gdy tylko jest w pobliżu nie potrafię zapanować na emocjami. Irytowało mnie to w największym stopniu.
-Tęskniłem za Tobą - przyłożył do mojego policzka dłoń i nagle poczułam,że serce bije mi jak szalone.
-David..
-Ona wyjechała, nie ma jej. - jęknął - jesteśmy tylko my - ugiął kolana tak,aby być na równi ze mną. Złapał mnie za drugą dłoń.
-Nie - powiedziałam pewnie, jednak w środku cała drżałam od Jego dotyku. - Nawet jeśli jej nie ma to nic nie da. Jesteście szczęśliwą parą i niech tak zostanie.
-Szczęśliwą parą? - uniósł brwi, oczy mu dziwnie pociemniały - Uważasz,że jestem szczęśliwy gdy Ona cały czas znika w chuj wi gdzie nawet mi nie mówiąc. - w jednym momencie puścił mnie i podszedł do okna. - Ostatnio jak zacząłem się wypytywać o nią Starego Rodrigueza zrównał mnie z ziemią.
-A Pat? - oparłam się o parapet - Wyjaśnia Ci to jakoś po powrotach?
-A jak myślisz? - pierwszy raz od kilku minut spojrzał na mnie - Tydzień temu wyjechała, dowiedziałem się od Bryana.
-To dlaczego z nią jesteś?
-Sam nie wiem, znamy się praktycznie od dziecka, od pół roku jesteśmy parą - zatarł dłonie - Może i jestem z nią, ale pragnę inną. - mruknął pod nosem.
-Bartra cholera. - sapnęłam - Ja już za Tobą nie nadążam. - podniosłam ręce do góry - Sam nie wiesz czego chcesz.
-Wiem czego chcę i to dostanę.
-Stary wredny Bartra wraca - sfiksowałam śmiejąc się. Stanął przede mną i podniósł moją głowę do góry patrząc mi prosto w oczy, przybliżył się do mnie i lekko musnął moje usta. 


Mała lampka oświetlała, wielką sypialnię.Jego spokojny i głęboki oddech sygnalizował,że śpi. Musnęłam delikatnie Jego usta i wstałam z łóżka naciągając na siebie davidową koszulę. Usiadłam na parapecie, przyległam do ściany obcinając wzrokiem każdy centymetr Jego ciała.
-Nie patrz na mnie - mruknął pod nosem. Zaśmiałam się, zupełnie mnie zaskoczył. Podniósł się i podszedł do mnie. Skradł mi pocałunek, cofając się do łóżka. Usiadł wygodnie i patrzył na mnie, jakby była jedyną kobietą na tej planecie. Niewidzialnymi dłońmi dotykał mojego ciała, wznosił mnie ponad wyżyny.
-Chodź do mnie - szepnął w końcu, ale moje nogi odmówiły posłuszeństwa. Pokręciłam jedynie głową.
-Przyjdź po mnie - powiedziałam schrypniętym głosem. Zrozumiał, wykonał polecenie. Podszedł podnosząc mnie na rękach zaniósł do łóżka. Noc wciągnęła nas w swoją ciemność, oddając się namiętności. Uwielbiałam Jego lekki dwudniowy zarost, pełne usta i roziskrzone na mój widok szare tęczówki. Ubóstwiam sposób w jaki Jego dłonie przemieszczają się po moim brzuchu, biodrze, a język nakreślał skomplikowaną trasę począwszy od mojej szyi,aż po obojczyki. Wodził dłońmi po moim ciele, tworząc wzory,których nikt inny nie potrafiłby powtórzyć.Jedyne w swoim rodzaju ruchy i muśnięcia.Zostawił na mojej skorze niezatarty ślad swojego istnienia.Dotknęłam opuszkami palców Jego policzka, delikatnie musnęłam Jego wargi wtulając się w Jego muskularne ramiona.


Obudził mnie dzwonek do drzwi, przewróciłam się na drugi bok. Leżałam twarzą w twarz z młodym Hiszpanem. Uśmiechnęłam się przypominając sobie wczorajszy wieczór. Uniosła dłoń i najdelikatniej jak potrafiłam pogłaskałam go po policzku, nachyliłam się nad nim i pocałowałam lekko w usta. Kolejny dźwięk dzwonka. Spojrzałam na śpiącego Davida, twarz miał wykrzywioną w półuśmiechu. Oparłam głowę na dłoni przyglądając się mu. Po raz kolejny dźwięk dzwonka. Podrapałam go po szyi, czym odpowiedział cichym mruczeniem. Odwrócił się na brzuch, głowę odwracając w moją stronę, Otworzył jedno oko, uśmiechnął się.
-Dzień Dobry - powiedziałam, gładząc dłonią jego plecy.
-Bardzo dobry - odpowiedział zamykając oczy.
-Ktoś się tutaj dobija. - stwierdziłam wskazując palcem na korytarz,z którego było słychać dzwonek.
-Nie! - szepnął, nakrywając się kołdrą. Zaśmiałam się cicho, wkradając się pod kołdrę.
-Co nie? - spytałam unosząc brwi.
-Zaraz tu wpadną - Bartra nakrył nas kołdrą po czubki włosów. Wokół mnie zapanowała ciemność wypełniona zapachem Jego ciała. - Akurat dzisiaj - syknął
-Przesadzasz.
-Uwierz mi,że nie! - objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Jego usta przyległy do mojej szyi, a moje dłonie powędrowały na Jego tors. Chwilę później gładziłam dłonią Jego kark. Przyległam do davidowego ciała, przejechałam językiem wzdłuż jego ust. Uśmiechnęłam się na samą myśl o mięciutkich ustach Hiszpana. Założył mi kosmyk włosów za ucho i wpił się zachłannie w moje usta.Jego dłoń powędrowała pod moją koszulkę, gładząc delikatnie mój brzuch. Pieszcząc swoim językiem moje podniebienie, spomiędzy moich ust wydobył się gardłowy śmiech. Po chwili odsunęła sie od chłopaka na bezpieczną odległość.
-A co jeśli tu wpadną? - spytałam uśmiechając się figlarnie, co skłoniło Bartrę do zignorowania mojej uwagi i powrócenia do przerwanej czynności.
-Bartra! Znów pieprzysz się z byle jakim plastykiem? - drzwi gwałtownie się otworzyły i ktoś pociągnął za kołdrę.



Czyżby wracała barcelońska tiki-taka? Fotel lidera jest nasz! 
Finał w Copa, wysoka wygrana z Rayo, wtorek Liga Mistrzów z City.
Rozdział z opóźnieniem, możecie podziękować mojemu laptopowi za usunięcie
pliku z rozdziałami na nowy blog z którym miałam ruszyć już w ten weekend.
Co do tego opo, jeszcze 3-4 rozdziały + epilog i koniec. Piona, miłego czytania. 


#Neymar #Dani 
 

sobota, 25 stycznia 2014

Charper nine.

 - Luka -

Oparłem się o balustradę trzymając w dłoniach telefon. Już od dawna zastanawiałem się jak potoczy się rozmowa z Cristianem, ale nie pomyślałem,że ta chwila nadejdzie tak szybko. Pełen obaw przyłożyłem do ucha aparat telefoniczny i z niecierpliwością czekałem,aż ktoś odbierze. Uważam,że należą mi się wyjaśnienia z Jego strony jak i mamy. Oboje wpadli w to samo bagno i sami muszą z tego wyjść wyjaśniając mi swój roczny romans.Nagle zdałem sobie sprawę,że od dobrych paru chwil nikt nie odbiera.Zrezygnowany tym,że po raz kolejny rozczaruję mamę chciałem przerwać połączenie,gdy usłyszałem Jego głos po drugiej stronie.
-Halo? - spytał - Jest tam ktoś? - było słychać,że był wyraźnie zdenerwowany - Do jasnej cholery! - tracił cierpliwość. Nie wiedziałem jak zacząć rozmowę. W jednej chwili pojawiło się mnóstwo wątpliwości. Przecież On ma rodzinę, z którą jest szczęśliwy. A ja? Jestem tylko dzieckiem z przypadku. - Słyszy mnie ktoś? - powiedział jadowicie odbierając moje milczenie.
-Tak - powiedziałem słabo
-Luka? - zdziwił się - Dlaczego dzwonisz? Stało się coś? - usłyszałem jak ktoś karze mu zjechać na pobocze -Luka odezwij się.
-Chciałbym,żebyś przyjechał - wstrzymałem oddech.
-Nie wiem czy to dobry pomysł.
-Wszyscy Cię wyczekują - odezwałem się - Szczególnie rodzice.
-Ale nie Ty. - sapnął zrezygnowany - Nie chcę się wtrącać w Twoje życie. Ostatnio dałeś mi to do zrozumienia.
-Byłem zdenerwowany, nie dziw się! Odkąd się urodziłem widziałem Cię 6 razy! - uniosłem się trochę - Jest mi w cholerę przykro,że odtrąciłeś mnie.
-To nie tak jak myślisz - wzdychnął - To.. To stało się tak szybko.
-Co? - dopytywałem się.
-Długa historia.
-Oboje uciekacie od tego tematu! Przez całe życie nikt nie chciał mi powiedzieć prawdy. Nikt! - odwróciłem się w stronę szklanych drzwi, gdzie było widać całe towarzystwo - Aby raz w życiu zrób coś dla mnie, zabierz żonę i przyjedź. O nic więcej nie proszę. - ostatnio słowo niemal wyszeptałem. Usłyszałem głos kobiety,która nalegała, aby zmienił zdanie. Chwilę się przegadywali.
-Będę za dwadzieścia minut.


Siedziałem na schodach przed domem czekając na niego. Nie chciałem wrócić do środka, musiałem sobie wszystko poukładać. Szczególnie to,że za chwilę przeprowadzę poważną rozmowę z rodzicami. Bałem się, pierwszy raz w życiu bałem się.Nigdy nie pomyślałbym,że będę rozmawiać z nim - Cristianem Tello,z moim prawdziwym ojcem. Przetarłem dłońmi twarz,gdy na podjazd wjechało czarne audi q8. Szybko wstałem chowając trzęsące się ręce w tylne kieszenie jeansowych spodenek.Szedł w moją stronę, wstrzymałem oddech. Jest tu.
-Luka. - podał mi dłoń, którą uścisnąłem -Wybacz,że tak późno. Odwiozłem Franceske i Tulio do domu.
-Mogłeś przyjechać z nimi, rodzice nie mieli by nic przeciwko.
-Sami chcieli. - przerwał mi - Wiedzą,że musimy porozmawiać.

-Tak, porozmawiać - mruknął pod nosem - Wchodź, do środka wszyscy czekają.
Weszliśmy do środka i od razu poszliśmy do reszty. Już w korytarzu było słychać głośne śmiechy Dos Santosa i Vazqueza. Usiadłem na kanapie i spojrzałem na Cristiana,który stał w progu. Gdy tylko mama Go zauważyła wstała i zakryła usta dłońmi, Rafa porwał się za nią. Spojrzał najpierw na niego, a później na mnie. Kiwnął głową i się uśmiechnął. W salonie zrobiło się cicho, jak makiem zasiał. Pierwszy zareagował wujek Thiago, wstał i podszedł do niego.
-Na stałe? - spytał na powitanie
-Na stałe - odpowiedział uśmiechając się lekko - A Ty jak w Monachium?
-Rzucił Monachium dla Barcelony! - ryknął Bartra - Trzeci potomek w drodze! W końcu będzie jeden prawdziwy Katalończyk u Alcantarów!
-Nie zapominaj o mojej córce - trzepnął go w głowę Rafa - Co tak stoisz? Siadaj.
-Nie, ja tylko na chwilę. - patrzył na mamę - Najwyższy czas wszystko wyjaśnić naszemu synowi. 



- Leti - 

Gdy tylko mama,Cristian i Luka wyszli z salonu usiadłam w fotelu na rękach trzymałam małą Sofii,która przysypiała. Patrzyłam na tatę z lekkim uśmiechem na twarzy. Wujek usiadł, a Bartra znów rozlał po kieliszku.
-Jak myślicie, Luka w końcu będzie w stanie pogodzić się z powrotem Tello? - spytał Dos Santos
-Inne wyjścia nie ma - Marc uniósł kieliszek w górę i jednym ciurkiem wypił jego zawartość -Musi zrozumieć,że wrócił i chce naprawić ich relacje. - dodał.
-Nawet gdyby wszystko szło ku dobru, wszystko spieprzy jego syn, zobaczycie - powiedziałam patrząc na nich -Sami słyszeliście,że jest tutaj z przymusu.
Po tych słowach nikt się nie odezwał. Każdy z nas wiedział,że Cristian przyjechał w dobrych zamiarach.Chciał wyjaśnić wszystko z swoim synem i mamą. Tym bardziej,że miał go pod ręką.Siedzieliśmy spoglądając na siebie, gdy rozdzwonił się telefon pani Dority. Wyjęla go z torebki i przyłożyła do ucha.
-Halo? (..) Nie, nie jeździe do domu (...) do Rafaela i Ann. (...) tak do Alcantarów (...) A jak młodzi? (...) Co? Boże synku! Nic jej nie jest? (..) Całe szczęście, dobra to czekamy. - rozłączyła się i odetchnęła z ulgą - Ta mała glizda zgubiła się w centrum handlowym - wysyczała przez zęby. Marc parsknął śmiechem,a zaraz po nim wszyscy zgromadzeni. - Nie śmiej się! To jest ten sam typ co Ty! Mały diabeł!
-Spokojnie kochanie.Odnalazła się i to jest najważniejsze - powiedział powtrzymując się od parsknięcia śmiechem.
-Dori ma racje - odezwała się Julia - Urodę ma po mamusiu, niestety rozum po tatusiu - sfiskowała śmiejąc się.
-Zapał do piłki odziedziczyła po mnie - wypiął dumnie pierś -Moja krew.
-Twoja skażona głupotą krew - dodał Alvarito popijając piwo. W jednej chwili usłyszeliśmy głośny pisk małej dziewczynki. W mgnieniu oka wbiegła do salonu z firmową torbą w ręku. Obiegła cały salon dookoła w dresie Barcelony,który z dumą nosiła. Brązowe włoski opadały jej na roześmianą twarz, kończąc swój maraton w ramionach ojca. Schowała główkę w jego torsie.
-David chce mi ukraść korki! - powiedziała rozzłoszczona.
-Ukradnę Ci je i sprzedam - roześmiał się szyderczo, ukradkiem spojrzał na mnie i śpiącą Sofii,która opierała malutką główkę o moją klatkę piersiową.
-Tato! - młoda Bartra wstała na kanapie i wymierzyła w ojca palcem - Powiedź mu coś, bo ja to zrobię inaczej! - oburzyła się
-Nita, córeczko - odgarnął jej kosmyk z czułka - Masz stópkę mrówki prawda? - skinęła główką - Spójrz na brata, ma nogę wielkiej stopy! Gdzie zmieścił by w Twoim pantofelku taką stopę.
-Moimi pantofelkami są korki - uniosła w dłoniach torbę z obuwiem,która trzymała w rączce - Zostanę zawodowym piłkarzem jak Tatuś, David i wujkowie - patrzyła na towarzystwo. - Prawda mamusiu? - spojrzała na swoją mamę.
-Pewnie - zaśmiała się - Ale jak każdy sportowiec powinnaś już spać. - wzięła ją na ręce. David szybko pojawił się obok swojej rodzicielki odbierając od niej jej ostatnią pociechę. - Pojedziesz z Davidem do domu, okej? - uśmiechnęła się do niej.
-Pojadę, ale tylko wtedy kiedy Leti pojedzie z nami. - powiedziała,a mnie zatkało.Wszyscy spojrzeli na mnie. Młoda wyswobodziła się z ramion brata i podbiegła do mnie. Ciocia szybko zabrała śpiącą Sofii i zniknęła z nią na schodach. - Prawda,że pojedziesz? - wskoczyła mi na kolana pokazując rządek bielutkich mleczaków.
-Oczywiście - zmarszczyła nos - A pytałaś Davida czy mnie zabierze? - spojrzała na niego, stał trzymając dłonie w kieszeniach spodni.
-Nawet sam mnie na to namawiał - mruknęła mi do ucha - jak jechaliśmy z centrum.
-To jedziemy - oznajmiłam stawiając Juanitę na podłodze, złapałam ją za malutką rączkę
-Bawimy się w wojsko? - spytała skacząc, spojrzałam najpierw na nią,a później na Davida.
-Dokładnie, szeregowy! Odmaszerować do samochodu,  - roześmiał się brunet.
-Tak jest! - zasalutowała i wyszliśmy. 



************************************

Witam po dłuższej przerwie! Nie było mnie ponad miesiąc. 
Jak ten czas nieubłaganie leci, no ale cóż. Rozdział jest bo jest, 
w prawdzie nie wyszedł tak jak myślałam. 

#Bartra2017 #Bartra23 #Xavi34 #ManuelaPuyol 
dymisja Rosella, ygrana w Copa.

W dodatku ostatnio Jona zawitał w Monachium!



PS. reklama główna podstawa handlu! Zapraszam na nowy blog!







piątek, 20 grudnia 2013

Charper eight


Obudził mnie dzwonek do drzwi. Leniwie sturlałam się z łóżka, wyszłam na bosaka z pokoju.Przelotnie spojrzałam na zegar wiszący na ścianie, wskazywał kilka minut po trzynastej.Przekręciłam klucz i otwarłam drzwi, w progu stał Luka z kawą z Starbucksa i telefonem w dłoni.
-Dzwoniłem dwadzieścia razy - powiedział przez zaciśnięte zęby - Ani razu nie odebrałaś! - wszedł do środka, zamykając nogą drzwi.
-Jak widzisz spałam. - rzuciłam mu idąc do pokoju - Jest dopiero trzynasta - wskazałam na zegarek - U rodziców mieliśmy być.. - zakryłam usta dłonią - Godzinę temu! Luka! - krzyknęłam zła.
-No co? - spojrzał na mnie, podając mi kawę
-To w połowie Twoja wina! - wskoczyłam na łóżka, szukając telefonu - Gdybyście wyszli wcześniej! ugh! - znalazłam zgubę, odblokowałam i na raz ukazało się 24 połączenia nieodebrane i 3 wiadomości od rodziców! Wyskoczyłam szybko z łóżka, zabrałam tylko ręcznik i wpadłam do łazienki.Szybko wzięłam prysznic, owinąwszy się nim stanęłam przed lustrem susząc mokre włosy. Splotłam je w dość niedbały koczek i pomalowałam się delikatnie. Założyłam na siebie czarne leginsy,jeansową koszulę, -Przysięgam,że Cię kiedyś zabiję. - warknęłam szukając białych tenisówek.Znalazłam je dopiero przy drzwiach, założyłam je szybko. - Zbieraj tłuste cztery litery i wskakuj do auta. - powiedziałam wypychając go z mieszkania. W biegu zeszliśmy ze schodów. Piętnaście minut później parkowaliśmy na podjeździe rodziców. Weszłam do środka, gdzie było nadzwyczajnie cicho.Jakby nie było nikogo w domu. Przeszłam kawałek zostawiając na szafce klucze.Usłyszałam tuczące się szkło oraz potok przekleństw dochodzących z kuchni. Otwarłam drzwi i zobaczyłam klęczącą mamę nad rozbitym talerzem .
-Daj spokój mamo, ja to pozbieram - przycupnęłam zbierając odłamki szkła
-Mieliście być godzinę temu - powiedziała podając mi zmiatek
-Ho sento*, mama - usłyszałam Lukę - Zaspaliśmy.
-Ugh! Nigdy nie dorośniecie! - oburzyła się krojąc ciasto,które przed momentem wyjęłam z piekarnika.
-Mama - Luka podszedł do niej i objął ją w pasie. - Nie wiem jak to powiedzieć, ale jest mi przykro za to ,że zaspaliśmy na Twój obiad. Wiem, że słowa nie ukoją cierpienia i bólu, jakiego Ci przyswoiliśmy,nie wstawiając się na obiad...
-Luka, daj spokój - odgoniła Go łokciem, ten jednak nie dał za wygraną i ponownie się do niej przytulił.
-Ale mamciu musisz Nas zrozumieć - ciągnął dalej - Jesteśny jeszcze dziećmi..
-Dużymi - dodała lekko unosząc kąciki ust do góry
-Masz racje,dużymi dziećmi. A jak to dzieci w naszym wieku.Lubią często posiedzieć w gronie znajomych i porozmawiać - wzdychnął
-Mam nadzieję,że nic nie piłeś? - odwróciła się do niego z nożem w ręku. - Hmm? - uniosła brwi do góry
-Nie!Mamo! - krzyknął przerażony - Chcesz mnie zabić? Swojego jedynego syna? Potomka jedynego w swoim rodzaju Rafaela Alcanatara? Wstyd! - oburzył się, ale widząc minę mamy. Wyjął z jej dłoni nóż i przytulił do siebie.
-Syna Cristiana Tello - poprawiła Go, spojrzałam na Lukę, zmarszczył brwi.
-Syna Tello, jedynego prawnego Katalończyka w tej całej popapranej rodzince. - zaśmiał się, przyciągając i tym razem mnie. - Przepraszam, wczoraj zasiedzieliśmy się z Oli i tak jakoś wyszło!
-Wybaczam, ale żeby mi to było ostatni raz. - pocałowaliśmy ją w policzki - Zrozumiano?
-Tak jest! - zasalutowaliśmy oboje idąc za mamą na taras.

Siedziałam na drewnianym krzesełku patrząc na Lukę i tatę,którzy podawali sobie piłkę.Mama po raz kolejny tego popołudnia zaszyła się w kuchni. Otworzyłam magazyn,który leżał na stoliku i zaczęłam go czytać, gdy usłyszałam otwierającą się bramę do posiadłości rodziców. Podniosłam się i zabrałam pusty dzbanek do kuchni.Zdążyłam tylko przekroczyć próg szklanych drzwi i usłyszałam pisk mamy oraz głośny śmiech wujka Thiago. Zrozumiałam,że musiał wystraszyć mamę z czego miał niezły ubaw. Weszłam tam i oparłam się o ścianę.Thiago stał podparty o blat kuchenki z swoją czteroletnią Sofii.
-Co w Monachium Ci się już znudziło? - spytałam żartobliwie poruszając brwiami.
-A co myślałaś,że nie wrócę? W życiu! - postawił młodą na ziemi - Barcelona to mój dom, tutaj się wychowałem. I chcę wychować tu dzieci. - dodał.
-Bruno i jego szkoła to co? - zapytała mama
-Przeszedł testy w La Masii.
-A Julia i Sofii?
-Julia powinna dużo odpoczywać, a w Monachium i w jej zakichałej pracy spokoju by jej nie dali, a Sofii gdy tylko usłyszała że przeprowadzamy się do Barcelony zaczęła wariować bo będzie mieć dziadka obok siebie. - uśmiechnął się - Krótko mówią, wracam na stare śmieci.
-Thiago, nawet nie macie pojęcia jak się cieszymy - powiedziała mama ledwo powstrzymując łzy
-Alcantara w Barcelonie! To ci heca! - fuknęłam wesoło nalewając soku do kubeczka dla Sofii.Poczułam jak ktoś łapie mnie w biodrach i unosi ku górze.
-A co myślałaś,że nie wrócę smarkulo? - spytał patrząc na moją roześmianą twarz.
-W życiu wujku. - złożyłam na jego policzku z milion drobnych pocałunków, gdy mała Sofii zaczęła wspinać się na nogi wujka. Postawił mnie i usiadł na krześle biorąc małą na kolana. Czterolatka objęła go i wtuliła malutką główę w jego tors. Odgarnął z jej czółka kosmyk spadających loków i musnął ustami jej czoło.
-Bruno nie ma? - sapnęła mama
-Jest, rozmawia z Julią.
-Co nabroił?
-Sęk w tym,że nic ciociu - wszedł do środka - Mała reprymenda za pyskówki.
-Może tak, dzień dobry - sapnęła Julia stojąc w drzwiach. Miała na sobie zwiewną niebieską sukienkę,która idealnie upinała jej zaokrąglony brzuszek. - Ile razy mam Ci mówić,gdziekolwiek wchodzisz mów dzień dobry Bruno!
-Julia? Ty jesteś w ciąży? - pisnęła Ann podchodząc do niej, pokiwała głową uśmiechając się do wujka - Thiago! Ty gnido! Byłeś tutaj miesiąc temu i nic nam nie powiedziałeś? Wstydź się!
-Chcieliśmy razem Wam powiedzieć. - zmarszczył nos - ale nie wyszło, przez Ciebie - pokazała jej język
-Który miesiąc? - spytałam
-Koniec szóstego
-Rafa, chodź tutaj! - wydarła się mama przez okno - Ale rusz się!
-Będę mieć brata - zaśmiał się Bruno -Hilario
-Żadnego Hilaria! -Thiago odwrócił się w Jego stronę - To będzie mały Kiko!
-Nie - odezwała się Sofii - Marcelito, prawda mamusiu? - mała spojrzała na Julię
-Tak, Marcelito.
-Co tu się dzieje? - tato wpadł do kuchni, a zaraz za nim Luka trzymający butelkę z wodą.Mama uśmiechnęła się szeroko pokazując palcem brzuszek cioci - Thiago! - wrzasnął - Stary gamoniu! Ojcem zostaniesz! - oboje wpadli w swoje objęcia, gratulując sobie.

Zbliżał się wieczór, rodzice wraz z wujostwem siedzieli w salonie wspominając stare czasy, gdy nagle tato wpadł na pomysł zaproszenia przyjaciół na wieczorne spotkanie. Czym prędzej rozdzwaniali po nich i ochoczo czekali na ich przybycie. W czwórkę poszli do kuchni w celu przygotowania przekąsek. Siedziałam na ogromnej pufie grając w typowego piłkarskiego chińczyka z Bruno i Luką. Trzymałam roześmianą Sofii na kolanach, gdy drzwi do domu się otwarły i stanął w nich stary Bartra z żoną.
-Alcantarowie! - wrzasnął – Bartra wraz z swą ukochaną małżonką przybył – dodał.
-Nie trudno się domyślić – powiedział tato wychodząc z miską z kuchni – Jako jedyny wchodzisz do mojego domu, jak do siebie. - odłożył ją na stół – Witaj Dori – musnął ustami jej policzek
-Rafa, jesteśmy przyjaciółmi od 20 lat, nie masz się co czepiać. - objął go ramieniem – Gdzie Thiago? Muszę mu pogratulować. - rozejrzał się dookoła
-W kuchni.
Pomógł zdjąć płaszcz żonie i jak najszybciej znalazł się w kuchni. Oboje najpierw przywitali się z Julią gratulując jej kolejnej ciąży, a później z mamą. W końcu i podszedł do wujka,który siedział pochylony nad cebulą. Usiadł obok niego, opierając głowę na dłoniach, spojrzał na załzawionego wujka.
-Stary – poklepał go po plecach – No po patrz, kolejne dziecko w drodze a Ty kroisz cebulę? - wyrwał mu z dłoni nóż – W kuchni powinna siedzieć baba,nie my!
-Thiago bynajmniej potrafi pokroić cebulę, a nie to co Ty – odezwała się Dori
-Już nie przesadzaj kochanie -machnął ręką wstając – Rusz się i do salonu, przyniosłem piwko napijemy się.
-Mówisz o tym, jak wpadliście do Monachium na chrzest Bruna? - zaśmiała się Julia - Miałeś zszyte trzy palce.
-Kroiłem cebulę, o tak jak teraz Thiago! - spojrzał na nie - Wspaniale mi szło, gdyby nie David i jego cholerna piłka.
-Już nie zwalaj winy na Davida - roześmiał się tato - Po kimś musiał się dać.
-Na pewno nie po mnie. 
-Masz racje, nie po Tobie - podeszła do niego Dori, zarzucając ręce na szyję - lecz talent ma po Tobie. 
-W końcu to mój syn musi kopać piłkę, to samo będzie z Santim i Nitą. - wypiął dumnie pierś
-Bartra! Mówiłam Ci już coś na ten temat! - szturchnęła go - Nie będziesz zmuszał dzieci do tego czego Ty chcesz! Wystarczy,że mam w domu Ciebie i Davida. Oboje macie bzika na punkcie piłki!
-Dori, no - westchnął zakładając za ucha kosmyk jej włosów - Nita już wybrała, Santiemu wybaczyłem. Lekarz w naszej rodzinie jest potrzebny.- uśmiechnął się - Będzie leczył kontuzje młodej.
-Chyba Ciebie, ale na głowę -odepchnęła go od siebie.

W niecałą godzinę w domu zjawili się emerytowani zawodnicy. Zajęli cały salon do którego musiałam z Luką donieść parę puf. Sergi od razu dobrał się do wódki i rozlał każdemu do kieliszków wznosząc toast za kolejne ojcostwo wujka. Siedzieli skromną dziesiątką w salonie, gdy stary Bartra zaczął opowiadać jak dobrze poimprezować z przyjaciółmi. Jak sam stwierdził wolał tłuc się kilka kilometrów przez Barcelonę specjalnie po to, aby zabalować w stary,a jakże oryginalny sposób.
-Wiecie kogo tutaj brakuje? - spytał dos Santos patrząc na wszystkich - Cristiana, nie wiem jak wy, ale ja stęskniłem się za nim. - I rzeczywiście w ich gronie brakowało jedynie samego Cristiana z żoną.
-Dzwoniłem do niego - odezwał się tato spoglądając w stronę Luki
-I? - Bartra chwycił butelkę i w mig rozlał następną kolejkę po kieliszkach -Przyjedzie czy nie? Bo nie wiem czy zostawić mu trochę czy nie!
-Powiedział tylko,że nie należy do rodziny, a tym bardziej nie chce psuć imprezy swojemu synkowi - mruknął zrezygnowany łapiąc mamę za dłoń i delikatnie muskając je ustami.
-Spróbuj jeszcze raz - mlasnął Jona - Może jednak zmieni zdanie
-Ja do niego zadzwonię - powiedział Luka, momentalnie wszyscy spojrzeli na niego jak na głupka - Nie patrzcie się tak! To moja wina. - powiedział cicho - Najwyższy czas porozmawiać. - spojrzał na mamę,która momentalnie spłynęła łza po policzku - Zadzwonię, tylko dajcie mi jego numer. - wyjął komórkę z kieszeni, wykręcił cyferki,które podał mu Sergi i wyszedł do ogrodu.


___________________________________

obiecałam i wstawiam rozdział z Alcantarami. Rozdział na czas,
w niedzielę gramy o kolejne zwycięstwo na Coliseum Alfonso Pérez! 
Wygrana oznacza mistrzostwo. Visca el Barca!

tymczasem Marc z małym kuzynem. 





PS. Wesołych Świąt! 







poniedziałek, 18 listopada 2013

Charper seven.

Otwierając delikatnie oczy, spojrzałam niemo na elektroniczny zegarek,który wskazywał kilka minut po piątej nad ranem. Nabrałam haust powietrza w płuca, gdy poczułam czyjąś dłoń na biodrze. Obróciłam się natychmiastowo, obok mnie spał Bartra. Pachniał niesamowicie, jego ciemne włosy nie były już tak idealnie ułożone jak wczorajszego wieczoru. Przejechałam delikatnie dłonią po jego zarośniętym policzku, spojrzałam na jego beztroski wyraz twarzy i usiadłam na brzegu łóżka. Ręką sięgnęłam po skórzaną kurtkę, opuszkami palców przetarłam zaschnięty tuż spod oczu i biorąc szpilki do rąk,by nie zbudzić go stukiem obcasów  wyszłam bez słowa.Przemierzałam opustoszałe ulice Barcelony nucąc sobie pod nosem kawałek piosenki,którą podłapałam wczorajszego wieczoru.Na myśl o minionej nocy i incydencie w klubie zaciskałam mocno zęby. W dodatku ten pieprzony idealny pocałunek Davida! Pieprzony idiota! Po niedługim czasie stanęłam przed drzwiami apartamentowca,który wykupiłam na własność z małą pomocą rodziców.Głównie służyło mi tylko wtedy, gdy nie miałam ochoty z nikim rozmawiać. Otworzyłam drewniane drzwi i od razu na wejściu zaczęłam ściągać z siebie przesiąknięte papierosami,alkoholem i perfumami Bartry ubrania. Nie minęłam chwila, a stałam pod prysznicem próbując zmyć owe zapachy.Po dość wczesnej kąpieli, przebrałam się w spodenki i klubową koszulkę i poszłam spać. Obudziłam się po sześciu godzinach słysząc dźwięk przychodzącej wiadomości. Przetarłam oczy piąstkami, wyszukałam na nocnej szafce komórki.
Alvarito: 'Dobrze się spało? Znam Cię na tyle,że raczej dopiero wstałaś śpiochu:*"
Leti: 'Obudziłeś mnie, w dodatku cholernie boli mnie głowa."
Alvarito: 'Gdy Cię wczoraj wywiało?Szukaliśmy Cię calutką noc."
Leti: 'To tu,to tam."
Alvarito: "Myślisz,że będzie limo?:)"
Leti: "I to jakie!"
Alvarito: "Kawa? "
W tej samej chwili dostałam drugiego sms,tym razem od Bartry.
Bartra: "Myślałem,że bynajmniej się pożegnasz."
Leti: "To źle myślałeś!"
Bartra: "Powinnaś podziękować i dać zaprosić się na obiad"
Leti: "I jeszcze czego?! zapomnij,nigdzie z Tobą nie idę."
Bartra: "A wczoraj?"
Leti: "Co wczoraj? wczoraj nic nie było!"
Bartra: "Wiem,że tak nie jest."
Leti: "Jak najbardziej jest!"Zapomnij o tym,radzę nie wspominac nikomu o tym bo nie ręczę za siebie!"
Poczułam kolejne wibracje.
Alvarito: "To jak kawa? Chcę,żebyś kogoś poznała.."
Leti:
"Gdzie i kogo?"
Alvarito:
"Za godzinę w Casa Freixo, nowy nabytek Barcy B."




Weszłam do przytulnej kawiarenki na Carrer del Bruc, od razu podeszłam do lady i złożyłam zamówienie na małą czarną. Zdjęłam torbę z ramienia opierając się o ladę rozglądałam się po lokalu. Na końcu pomieszczenia w samym kącie siedział Alvaro i młody chłopak odwrócony do mnie plecami. Czekali na mnie. Gdy tylko zauważył mnie zaczął machać dłońmi,abym do nich dołączyła. Chwyciłam leżącą torbę do rąk i podeszłam do stolika. Tradycyjnie przywitaliśmy się buziakiem w policzek.
- Tulio, brat Luki - powiedział Villa robiąc mi miejsce obok siebie.
-Wiem, poznaliśmy się w jego mieszkaniu - odparłam siadając naprzeciw chłopaka.Blond włosy kelner przyniósł moje zamówienie - Co prawda w dość nie miłych warunkach,ale zawsze coś.
- Tak - odezwał się w końcu - Tato przesadził, zresztą Dylan nie był gorszy.
- Jeszcze chwila i mógłby mieć limo pod okiem - dodałam do żartów.
- Leti -sapnął Villa - I tak już masz kłopoty
- Jeszcze nie, ojciec nie dzwonił, więc stary Rodriguez jeszcze nie widział córuni. - wyjęłam komórkę na stół - Zresztą gówno mnie obchodzi,że poniosę konsekwencje. Może robić sobie co chce,ale niech ode mnie spierdala daleko. - dodałam - bo zafunduję jej drugie limo. - siorbnęłam łyk gorącej kawy - podpisujesz kontrakt z Barcą B?
- W końcu, długo na to czekałem. - uśmiechnął się - Dopiero teraz zarząd Chelsea się zgodził.
- Widzę,że entuzjazm jest - powiedział Villa klepiąc go w plecy - I tak młody trzymaj.
- Słuchaj bynajmniej Ty się cieszysz,bo twój brat nie kipi radością. - otwarłam menu - Chodziły pogłoski,że chce do Madrytu,a stary Tello się dowiedział i zrobił dym.
- Nie dziwię się - oparł się - Rodzice pozwalali nam na wszystko, ale Dylanowi wciąż było mało.W końcu po jego skokach w bok ojciec postawił mu ultimatum. Zmądrzeje i zaczyna zarabiać na młodego grając w Barcelonie, albo zostaje w Londynie i liże dupę trenerowi, żeby tylko dostać się do wyjściowej jedenastki.
- Młodego? - spojrzałam najpierw na Tulio,a później na Alvaro.
- No Emilio, trzyletni syn Dylana. Można ująć,że zaliczył wpadkę.
- Emilio? - Zapytał Villa otwierając oczy ze zdumienia - Przecież żadna gazeta nic o tym nie pisała!
- Tato zapłacił sporą sumkę,żeby nikt się nie dowiedział.
- To ci skurczybyk! - zacisnęłam zęby - Cwaniaczek pieprzony.
- Gdzie teraz jest? - sapnął Alvaro
- Kto?
- Emilio - odłożyłam filiżankę na stół.
- Nie wiem, Dylan oddał Go matce dopóki nie ustabilizuje się w nowym klubie.
- A gdzie jest jego matka?
- Bóg wie. Raz słyszałem o Barcelonie, raz o Ameryce. Kontaktowali się wyłącznie przez telefon. Wiem  tyle,że to córka jakiegoś piłkarza.
- Dobre i to - wzruszył ramionami Villa spoglądając na mnie - Leti?
- Co? - oderwałam się od rozmyśleń - Jedno jest pewne, Dylan zaliczył tą samą wpadkę co stary Tello, czyli mają coś po sobie. 
- Nie podoba mi się to.
- I dobrze - wstałam od stolika - Dowiem się kim ona jest. - przewiesiłam torbę przez ramię - Jak już raz zaczniesz wojnę z Alcantarami, już nigdy nie zaznasz spokoju. - uśmiechnęłam się.Tulio złapał mnie za nadgarstek
-Nikomu nic nie mów,dopóki wszystko się nie wyjaśni.
-Spokojna twa rozczochrana - poczochrałam go po czuprynie - muszę lecieć, Luca coś mówił,że chce się spotkać i pogadać.- spojrzałam na zegarek - Na razie.

Zbiegłam ze schodów, wchodząc na zadaszenie jednej z ławek zeskoczyłam na zieloną murawę.Nie zwracając na krzyki Luki i całej drużyny, usiadłam na ławce trenerskiej w Ciutat Esportiva.Siedziałam wymachując nogami, gdy podszedł do mnie mister z założonymi rękoma z tyłu.
-Korki są? - spojrzał na mnie z ukosa, pokręciłam twierdząco głową.Wyrzuciłam z torby całą zawartość pokazując trenerowi fioletowe korki,w których kiedyś grałam. - Tylko tak co Rafinha się nie dowie - pokazał mi język - Thiago!Masz kopać do bramki, a nie w Ville! - ryknął do Messiego - Ja nie wiem co w niego wstąpiło, Leo był całkiem innym chłopakiem. - sapnął kręcąc głową.Zdjęłam z stóp czerwone trampki i założyłam korki.
-Thiago nadrabia za starszego Messiego. - powiedziałam wiązać sznurówkę.Poprawiłam spodenki i wbiegłam na murawę.
-Uważaj na kolano! - krzyknął za mną.Jak miałam w zwyczaju przebiegłam całe pięć boisk dookoła.
W tym czasie chłopaki zaczęli grać mały sparing pomiędzy sobą. Natomiast ja zabrałam im jedną z piłek i odsunęłam się na dalszy plan.Odbijałam piłkę z boku boiska kiedy obok mnie zjawił się Bartra z dwoma bidonami. Podał mi jednego opierając się o barierkę trybun przyglądając się.
-nigdy nie widziałeś jak odbijałam czy co? - warknęłam rzucając w niego piłką. -znajdź sobie inne zajęcie niż patrzenie na mnie.
-właśnie skończyliśmy trening i aktualnie odpoczywam - powiedział siorbiąc z bidonu - chciałem zapytać czy nadal jesteś zła?
-tak jestem zła jak cholera Bartra - ścisnęłam piąstki z całej siły - i lepiej by było żebyś sobie już poszedł. - ściągnęłam ze stóp korki i boso zaczęłam iść w stronę ławki,gdzie zostawiłam swoje rzeczy.
-dlaczego rano uciekłaś?-zapytał idąc za mną
-uciekłam? - zapytałam sama siebie - a co miałam spać z Tobą?
-jakoś wczoraj wieczorem inaczej mówiłaś. - uśmiechnął się cwanie
-wczoraj kłamałam.
-jakoś mi się nie wydaje. - wycharczał -  Chciałaś obić mordę Pati..
-to ona nie ma buzi? tylko mordę - łapałam go za słowa - skłóceni? - spojrzałam na niego z ukosa rzucając do torby sportowe obuwie. - ale wiesz gówno mnie to obchodzi - sapnęłam przewieszając przez ramie sportową torbę. - żegnam. - powiedziałam już nieco łagodniej.
-Leti jeszcze nie skończyłem! - złapał mnie za łokieć,obracając w swoją stronę - Napisałaś rano,żebym siedział cicho?
-i lepiej żebyś gęba ci się nie otworzyła - mruknęłam pod nosem
-chcę coś w zamian.
-ciekawe co - fuknęłam rozwścieczona
-to - przyciągnął mnie bliżej siebie i wpił się w moje usta.


Przez resztę dnia chodziłam jak tykająca bomba.Wieczorem spakowałam kilka rzeczy do sportowej torby i włożyłam cztery teczki,jedna z nich czekała na mój podpis pod wstępną umową na staż.Oparłam się rękoma o parapet patrząc jak Luca parkuje moim samochodem na podjeździe,gdy tylko mnie zauważył pomachał mi dłonią.Przewiesiłam sobie torbę przez ramie i zbiegłam ze schodów na parter gdzie urzędowali rodzice z babcią.Pożegnałam się z nimi informując o moich zamiarach na kilka najbliższych dni.Wychodząc z domu uderzyła we mnie fala gorącego powietrza.Luca stał oparty o maskę i rozmawiał przez telefon głupkowato się śmiejąc.Włosy spięłam w niedbały koński kucyk i wrzuciłam na tylne siedzenie samochodu torbę,którą zabierałam ze sobą wszędzie gdzie się dało.Tym razem usiadłam za kierownicą.Zaoszczędziłam sobie widoku prowadzącego Luki,który żwawo rozmawia przez telefon.
- zostaję,ale wieczorem wpadnę z Oli - powiedział wpychając głowę przez otwarte okno
- dobrze - zapięłam pas patrząc na niego -zrobić kolację?
- zamówimy coś -uśmiechnął się - David też chce przyjść.
Prychnęłam ruszając z podjazdu, wyjechałam na ulice miasta i czym prędzej udałam się do mieszkania. Zaparkowałam na podziemnym parkingu i od razu udałam się na szóste piętro.Otworzyłam drzwi rzucając torbę na kanapę w salonie, poszłam bezpośrednio do łazienki.Szybko wzięłam prysznic, owinąwszy się białym ręcznikiem stanęłam przed lustrem wysuszyłam włosy. Stanęłam przed wielką szafą i wyjęłam z niej spodnie dresowe i białą bokserkę.Chwilę po tym miałam je już na sobie,na stopy włożyłam białe skarpetki. Telefon,który leżał na łóżku wściekle za wibrował.
Chino Alba: "Poble Nou?"
Leti Alcantara: "Wpadniesz?"
Chino Alba: "Za 10 minut będziemy."
Poszłam do salonu i opanowałam nie mały bałagan,który tam panował.Poprawiałam właśnie poduszki na kanapie,gdy do mieszkania w szedł Alba z Villa, usiedli na kanapie przekomarzając się o jakiś błahy temat.
Zabrałam dwie szklanki z szklanego stołu i zaniosłam do kuchni.Wkładałam właśnie naczynia do zmywarki kiedy usłyszałam głos Alvaro.
-Dostałaś papiery na staż? - ryknął z salonu
-Jak widzisz - sapnęłam wchodząc do pomieszczenia, rzuciłam nogi czytającego warunki umowy Chino z kanapy siadając obok pomocnika.
-Wybrałaś już? - spytał dźgając mnie w brzuch, spojrzałam na niego spode łba. Nachylił się nad trzema następnymi ofertami, co chwilę mrucząc coś pod nosem, a to kręcąc głową.
- Real odpada - powiedział Chino zamykając i odkładając teczkę na dalszy plan.
- Wiadomo - fuknęłam przecierając twarz dłońmi - przecież nie przeszłabym do obozu wroga.
- City,dobra oferta - powiedział Alvaro odwracając się w moją stronę - oferują Ci staż z możliwością profesjonalnego kontraktu z klubem i wielkie zarobki.
 -To Manchester Alvaro - sapnęłam ciągnąc go w swoją stronę - w chuj daleko w dodatku w Anglii.
- Juve? - przymrużyłam oczy spoglądając na Chino, chwyciłam w dłonie poduszkę i rzuciłam w jego stronę - zdecydowanie odpada! - także jak poprzednie zamknął i odłożył na stolik.
- Zostały tylko dwie oferty. - przyciągnął mnie do siebie Villa całując w skroń - Co zrobisz?
- Nie wiem - pociągnęłam nosem - mam kilka dni, przemyślę i zdecyduję.
Przez chwilę rozmawialiśmy jeszcze o ofertach i odpaliliśmy fifę. Graliśmy rozmawiając o błahych sprawach,które z czasem przeradzały się w bardziej prywatne sprawy.
Około dwudziestej pierwszej oboje postanowili wrócić do domu tłumacząc się zmęczenie i wczesnym treningiem. Wczesnym treningiem,który zaczynał sie o trzynastej. Stałam właśnie z nimi w drzwiach kiedy z windy wyszli Luca z Oli i David. Spojrzałam gniewnie na Lucę.
-Spotkamy się jutro? - poruszyłam brwiami obejmując Alvaro w pasie widząc zdeterminowaną minę Davida uśmiechnęłam się.
-Jasne - mruknął całując mnie w czoło,pożegnałam się jeszcze z Albą i weszłam do mieszkania.

Luca siedział szepcząc coś Oli, na co tylko przytakiwała albo wybuchała gromkim śmiechem. Zaś na fotelu siedział David wściekle na mnie patrząc.Po obejrzeniu kolejnej komedii tego wieczoru, wyszłam z pustym słoikiem po nutelli..Oparłam się o blat kuchenki,kiedy do kuchni wszedł młody Bartra.Stanął naprzeciw mnie z założonymi rękoma na klatce piersiowej
-Alcantara, w co Ty sobie pogrywasz? -spytał zachrypniętym głosem - Najpierw ja,teraz Villa!
-Odpieprz się!
-A jeśli nie? - zbliżył się do mnie
-Nie radzę, to co mnie łączy z Alvaro to tylko i wyłącznie mój interes! - wysyczałam przez zaciśnięte zęby
-Moja też.
-Nie interesuj się, ja też nie czepiam się tego co wyprawiasz z Liv - wkurzyłam sie zaciskając pieści
-Jej w to nie mieszaj!
-To twoja dziewczyna - położyłam dłoń jego torsie - Chyba nie chcesz,żeby się dowiedziała z kim byłeś dzisiejszej nocy.
-Grabisz sobie - wysyczał przez zęby - Cholernie sobie grabisz. - złapał mnie mocno za nadgarstek
-I co mi zrobisz? - patrzyłam mu w oczy czując jak drętwieje mi dłoń z mocnego uścisku.
-Zakochasz się - mówiąc oparł się dłońmi o blat, uniemożliwiając mi jakąkolwiek ucieczkę. - Nawet nie będziesz wiedzieć kiedy.
-Ciekawe w kim?
-We mnie - odparł uśmiechając się cwaniacko
-Popierdoliło Ci się w głowie - syknęłam - Prędzej zajdę w ciążę niż zakocham się w Tobie!
-Wpadniesz po uszy - Zbliżył się na tyle, bym poczuła  zapach jego perfum. Dłonie wplótł w moje chłodne palce i przyciągnął do siebie. Złożył na moich ustach delikatny pocałunek, po czym ponownie spojrzał mi w oczy.
-O ile zakład? - spytałam, patrząc na jego reakcję. Przymrużył na chwilę oczy zastanawiając się chwilę.
-O co?
-Wyjadę z Barcelony -  położyłam dłonie na brązowym blacie - Gdziekolwiek nawet do Włoch.A ty? - odwróciłam głowę w bok
-Zmienię klub - mruknął pod nosem
-Nie! - zaprotestowałam - Nie zmienisz klubu przez jakiś głupi zakład! 
-David? Chcesz zmienić klub? - spytał stojący w drzwiach Luka, a tuż za nim Oli z szklankami w dłoniach
-Coś Ty stary - trzymał mnie za rękę - Nigdy nie opuścił bym Barcelony.
-Już się bałem  - zaśmiał się
-David? - spojrzeliśmy na Oli - Pati czeka na parkingu.



_________________________________________

no i mamy nowy rozdział, trochę dłuższy niż zazwyczaj ale tak jakoś mnie naszło
i proszę!aaaaa!Bartra debiutował w barwach La Roja! 

Tymczasem z Bartrowego Instagrama. 
Mój obrońca kochany!
Z jedynym w swoim rodzaju! Wiecznym El Guaje!




Do zoba! :*