piątek, 20 grudnia 2013

Charper eight


Obudził mnie dzwonek do drzwi. Leniwie sturlałam się z łóżka, wyszłam na bosaka z pokoju.Przelotnie spojrzałam na zegar wiszący na ścianie, wskazywał kilka minut po trzynastej.Przekręciłam klucz i otwarłam drzwi, w progu stał Luka z kawą z Starbucksa i telefonem w dłoni.
-Dzwoniłem dwadzieścia razy - powiedział przez zaciśnięte zęby - Ani razu nie odebrałaś! - wszedł do środka, zamykając nogą drzwi.
-Jak widzisz spałam. - rzuciłam mu idąc do pokoju - Jest dopiero trzynasta - wskazałam na zegarek - U rodziców mieliśmy być.. - zakryłam usta dłonią - Godzinę temu! Luka! - krzyknęłam zła.
-No co? - spojrzał na mnie, podając mi kawę
-To w połowie Twoja wina! - wskoczyłam na łóżka, szukając telefonu - Gdybyście wyszli wcześniej! ugh! - znalazłam zgubę, odblokowałam i na raz ukazało się 24 połączenia nieodebrane i 3 wiadomości od rodziców! Wyskoczyłam szybko z łóżka, zabrałam tylko ręcznik i wpadłam do łazienki.Szybko wzięłam prysznic, owinąwszy się nim stanęłam przed lustrem susząc mokre włosy. Splotłam je w dość niedbały koczek i pomalowałam się delikatnie. Założyłam na siebie czarne leginsy,jeansową koszulę, -Przysięgam,że Cię kiedyś zabiję. - warknęłam szukając białych tenisówek.Znalazłam je dopiero przy drzwiach, założyłam je szybko. - Zbieraj tłuste cztery litery i wskakuj do auta. - powiedziałam wypychając go z mieszkania. W biegu zeszliśmy ze schodów. Piętnaście minut później parkowaliśmy na podjeździe rodziców. Weszłam do środka, gdzie było nadzwyczajnie cicho.Jakby nie było nikogo w domu. Przeszłam kawałek zostawiając na szafce klucze.Usłyszałam tuczące się szkło oraz potok przekleństw dochodzących z kuchni. Otwarłam drzwi i zobaczyłam klęczącą mamę nad rozbitym talerzem .
-Daj spokój mamo, ja to pozbieram - przycupnęłam zbierając odłamki szkła
-Mieliście być godzinę temu - powiedziała podając mi zmiatek
-Ho sento*, mama - usłyszałam Lukę - Zaspaliśmy.
-Ugh! Nigdy nie dorośniecie! - oburzyła się krojąc ciasto,które przed momentem wyjęłam z piekarnika.
-Mama - Luka podszedł do niej i objął ją w pasie. - Nie wiem jak to powiedzieć, ale jest mi przykro za to ,że zaspaliśmy na Twój obiad. Wiem, że słowa nie ukoją cierpienia i bólu, jakiego Ci przyswoiliśmy,nie wstawiając się na obiad...
-Luka, daj spokój - odgoniła Go łokciem, ten jednak nie dał za wygraną i ponownie się do niej przytulił.
-Ale mamciu musisz Nas zrozumieć - ciągnął dalej - Jesteśny jeszcze dziećmi..
-Dużymi - dodała lekko unosząc kąciki ust do góry
-Masz racje,dużymi dziećmi. A jak to dzieci w naszym wieku.Lubią często posiedzieć w gronie znajomych i porozmawiać - wzdychnął
-Mam nadzieję,że nic nie piłeś? - odwróciła się do niego z nożem w ręku. - Hmm? - uniosła brwi do góry
-Nie!Mamo! - krzyknął przerażony - Chcesz mnie zabić? Swojego jedynego syna? Potomka jedynego w swoim rodzaju Rafaela Alcanatara? Wstyd! - oburzył się, ale widząc minę mamy. Wyjął z jej dłoni nóż i przytulił do siebie.
-Syna Cristiana Tello - poprawiła Go, spojrzałam na Lukę, zmarszczył brwi.
-Syna Tello, jedynego prawnego Katalończyka w tej całej popapranej rodzince. - zaśmiał się, przyciągając i tym razem mnie. - Przepraszam, wczoraj zasiedzieliśmy się z Oli i tak jakoś wyszło!
-Wybaczam, ale żeby mi to było ostatni raz. - pocałowaliśmy ją w policzki - Zrozumiano?
-Tak jest! - zasalutowaliśmy oboje idąc za mamą na taras.

Siedziałam na drewnianym krzesełku patrząc na Lukę i tatę,którzy podawali sobie piłkę.Mama po raz kolejny tego popołudnia zaszyła się w kuchni. Otworzyłam magazyn,który leżał na stoliku i zaczęłam go czytać, gdy usłyszałam otwierającą się bramę do posiadłości rodziców. Podniosłam się i zabrałam pusty dzbanek do kuchni.Zdążyłam tylko przekroczyć próg szklanych drzwi i usłyszałam pisk mamy oraz głośny śmiech wujka Thiago. Zrozumiałam,że musiał wystraszyć mamę z czego miał niezły ubaw. Weszłam tam i oparłam się o ścianę.Thiago stał podparty o blat kuchenki z swoją czteroletnią Sofii.
-Co w Monachium Ci się już znudziło? - spytałam żartobliwie poruszając brwiami.
-A co myślałaś,że nie wrócę? W życiu! - postawił młodą na ziemi - Barcelona to mój dom, tutaj się wychowałem. I chcę wychować tu dzieci. - dodał.
-Bruno i jego szkoła to co? - zapytała mama
-Przeszedł testy w La Masii.
-A Julia i Sofii?
-Julia powinna dużo odpoczywać, a w Monachium i w jej zakichałej pracy spokoju by jej nie dali, a Sofii gdy tylko usłyszała że przeprowadzamy się do Barcelony zaczęła wariować bo będzie mieć dziadka obok siebie. - uśmiechnął się - Krótko mówią, wracam na stare śmieci.
-Thiago, nawet nie macie pojęcia jak się cieszymy - powiedziała mama ledwo powstrzymując łzy
-Alcantara w Barcelonie! To ci heca! - fuknęłam wesoło nalewając soku do kubeczka dla Sofii.Poczułam jak ktoś łapie mnie w biodrach i unosi ku górze.
-A co myślałaś,że nie wrócę smarkulo? - spytał patrząc na moją roześmianą twarz.
-W życiu wujku. - złożyłam na jego policzku z milion drobnych pocałunków, gdy mała Sofii zaczęła wspinać się na nogi wujka. Postawił mnie i usiadł na krześle biorąc małą na kolana. Czterolatka objęła go i wtuliła malutką główę w jego tors. Odgarnął z jej czółka kosmyk spadających loków i musnął ustami jej czoło.
-Bruno nie ma? - sapnęła mama
-Jest, rozmawia z Julią.
-Co nabroił?
-Sęk w tym,że nic ciociu - wszedł do środka - Mała reprymenda za pyskówki.
-Może tak, dzień dobry - sapnęła Julia stojąc w drzwiach. Miała na sobie zwiewną niebieską sukienkę,która idealnie upinała jej zaokrąglony brzuszek. - Ile razy mam Ci mówić,gdziekolwiek wchodzisz mów dzień dobry Bruno!
-Julia? Ty jesteś w ciąży? - pisnęła Ann podchodząc do niej, pokiwała głową uśmiechając się do wujka - Thiago! Ty gnido! Byłeś tutaj miesiąc temu i nic nam nie powiedziałeś? Wstydź się!
-Chcieliśmy razem Wam powiedzieć. - zmarszczył nos - ale nie wyszło, przez Ciebie - pokazała jej język
-Który miesiąc? - spytałam
-Koniec szóstego
-Rafa, chodź tutaj! - wydarła się mama przez okno - Ale rusz się!
-Będę mieć brata - zaśmiał się Bruno -Hilario
-Żadnego Hilaria! -Thiago odwrócił się w Jego stronę - To będzie mały Kiko!
-Nie - odezwała się Sofii - Marcelito, prawda mamusiu? - mała spojrzała na Julię
-Tak, Marcelito.
-Co tu się dzieje? - tato wpadł do kuchni, a zaraz za nim Luka trzymający butelkę z wodą.Mama uśmiechnęła się szeroko pokazując palcem brzuszek cioci - Thiago! - wrzasnął - Stary gamoniu! Ojcem zostaniesz! - oboje wpadli w swoje objęcia, gratulując sobie.

Zbliżał się wieczór, rodzice wraz z wujostwem siedzieli w salonie wspominając stare czasy, gdy nagle tato wpadł na pomysł zaproszenia przyjaciół na wieczorne spotkanie. Czym prędzej rozdzwaniali po nich i ochoczo czekali na ich przybycie. W czwórkę poszli do kuchni w celu przygotowania przekąsek. Siedziałam na ogromnej pufie grając w typowego piłkarskiego chińczyka z Bruno i Luką. Trzymałam roześmianą Sofii na kolanach, gdy drzwi do domu się otwarły i stanął w nich stary Bartra z żoną.
-Alcantarowie! - wrzasnął – Bartra wraz z swą ukochaną małżonką przybył – dodał.
-Nie trudno się domyślić – powiedział tato wychodząc z miską z kuchni – Jako jedyny wchodzisz do mojego domu, jak do siebie. - odłożył ją na stół – Witaj Dori – musnął ustami jej policzek
-Rafa, jesteśmy przyjaciółmi od 20 lat, nie masz się co czepiać. - objął go ramieniem – Gdzie Thiago? Muszę mu pogratulować. - rozejrzał się dookoła
-W kuchni.
Pomógł zdjąć płaszcz żonie i jak najszybciej znalazł się w kuchni. Oboje najpierw przywitali się z Julią gratulując jej kolejnej ciąży, a później z mamą. W końcu i podszedł do wujka,który siedział pochylony nad cebulą. Usiadł obok niego, opierając głowę na dłoniach, spojrzał na załzawionego wujka.
-Stary – poklepał go po plecach – No po patrz, kolejne dziecko w drodze a Ty kroisz cebulę? - wyrwał mu z dłoni nóż – W kuchni powinna siedzieć baba,nie my!
-Thiago bynajmniej potrafi pokroić cebulę, a nie to co Ty – odezwała się Dori
-Już nie przesadzaj kochanie -machnął ręką wstając – Rusz się i do salonu, przyniosłem piwko napijemy się.
-Mówisz o tym, jak wpadliście do Monachium na chrzest Bruna? - zaśmiała się Julia - Miałeś zszyte trzy palce.
-Kroiłem cebulę, o tak jak teraz Thiago! - spojrzał na nie - Wspaniale mi szło, gdyby nie David i jego cholerna piłka.
-Już nie zwalaj winy na Davida - roześmiał się tato - Po kimś musiał się dać.
-Na pewno nie po mnie. 
-Masz racje, nie po Tobie - podeszła do niego Dori, zarzucając ręce na szyję - lecz talent ma po Tobie. 
-W końcu to mój syn musi kopać piłkę, to samo będzie z Santim i Nitą. - wypiął dumnie pierś
-Bartra! Mówiłam Ci już coś na ten temat! - szturchnęła go - Nie będziesz zmuszał dzieci do tego czego Ty chcesz! Wystarczy,że mam w domu Ciebie i Davida. Oboje macie bzika na punkcie piłki!
-Dori, no - westchnął zakładając za ucha kosmyk jej włosów - Nita już wybrała, Santiemu wybaczyłem. Lekarz w naszej rodzinie jest potrzebny.- uśmiechnął się - Będzie leczył kontuzje młodej.
-Chyba Ciebie, ale na głowę -odepchnęła go od siebie.

W niecałą godzinę w domu zjawili się emerytowani zawodnicy. Zajęli cały salon do którego musiałam z Luką donieść parę puf. Sergi od razu dobrał się do wódki i rozlał każdemu do kieliszków wznosząc toast za kolejne ojcostwo wujka. Siedzieli skromną dziesiątką w salonie, gdy stary Bartra zaczął opowiadać jak dobrze poimprezować z przyjaciółmi. Jak sam stwierdził wolał tłuc się kilka kilometrów przez Barcelonę specjalnie po to, aby zabalować w stary,a jakże oryginalny sposób.
-Wiecie kogo tutaj brakuje? - spytał dos Santos patrząc na wszystkich - Cristiana, nie wiem jak wy, ale ja stęskniłem się za nim. - I rzeczywiście w ich gronie brakowało jedynie samego Cristiana z żoną.
-Dzwoniłem do niego - odezwał się tato spoglądając w stronę Luki
-I? - Bartra chwycił butelkę i w mig rozlał następną kolejkę po kieliszkach -Przyjedzie czy nie? Bo nie wiem czy zostawić mu trochę czy nie!
-Powiedział tylko,że nie należy do rodziny, a tym bardziej nie chce psuć imprezy swojemu synkowi - mruknął zrezygnowany łapiąc mamę za dłoń i delikatnie muskając je ustami.
-Spróbuj jeszcze raz - mlasnął Jona - Może jednak zmieni zdanie
-Ja do niego zadzwonię - powiedział Luka, momentalnie wszyscy spojrzeli na niego jak na głupka - Nie patrzcie się tak! To moja wina. - powiedział cicho - Najwyższy czas porozmawiać. - spojrzał na mamę,która momentalnie spłynęła łza po policzku - Zadzwonię, tylko dajcie mi jego numer. - wyjął komórkę z kieszeni, wykręcił cyferki,które podał mu Sergi i wyszedł do ogrodu.


___________________________________

obiecałam i wstawiam rozdział z Alcantarami. Rozdział na czas,
w niedzielę gramy o kolejne zwycięstwo na Coliseum Alfonso Pérez! 
Wygrana oznacza mistrzostwo. Visca el Barca!

tymczasem Marc z małym kuzynem. 





PS. Wesołych Świąt! 







poniedziałek, 18 listopada 2013

Charper seven.

Otwierając delikatnie oczy, spojrzałam niemo na elektroniczny zegarek,który wskazywał kilka minut po piątej nad ranem. Nabrałam haust powietrza w płuca, gdy poczułam czyjąś dłoń na biodrze. Obróciłam się natychmiastowo, obok mnie spał Bartra. Pachniał niesamowicie, jego ciemne włosy nie były już tak idealnie ułożone jak wczorajszego wieczoru. Przejechałam delikatnie dłonią po jego zarośniętym policzku, spojrzałam na jego beztroski wyraz twarzy i usiadłam na brzegu łóżka. Ręką sięgnęłam po skórzaną kurtkę, opuszkami palców przetarłam zaschnięty tuż spod oczu i biorąc szpilki do rąk,by nie zbudzić go stukiem obcasów  wyszłam bez słowa.Przemierzałam opustoszałe ulice Barcelony nucąc sobie pod nosem kawałek piosenki,którą podłapałam wczorajszego wieczoru.Na myśl o minionej nocy i incydencie w klubie zaciskałam mocno zęby. W dodatku ten pieprzony idealny pocałunek Davida! Pieprzony idiota! Po niedługim czasie stanęłam przed drzwiami apartamentowca,który wykupiłam na własność z małą pomocą rodziców.Głównie służyło mi tylko wtedy, gdy nie miałam ochoty z nikim rozmawiać. Otworzyłam drewniane drzwi i od razu na wejściu zaczęłam ściągać z siebie przesiąknięte papierosami,alkoholem i perfumami Bartry ubrania. Nie minęłam chwila, a stałam pod prysznicem próbując zmyć owe zapachy.Po dość wczesnej kąpieli, przebrałam się w spodenki i klubową koszulkę i poszłam spać. Obudziłam się po sześciu godzinach słysząc dźwięk przychodzącej wiadomości. Przetarłam oczy piąstkami, wyszukałam na nocnej szafce komórki.
Alvarito: 'Dobrze się spało? Znam Cię na tyle,że raczej dopiero wstałaś śpiochu:*"
Leti: 'Obudziłeś mnie, w dodatku cholernie boli mnie głowa."
Alvarito: 'Gdy Cię wczoraj wywiało?Szukaliśmy Cię calutką noc."
Leti: 'To tu,to tam."
Alvarito: "Myślisz,że będzie limo?:)"
Leti: "I to jakie!"
Alvarito: "Kawa? "
W tej samej chwili dostałam drugiego sms,tym razem od Bartry.
Bartra: "Myślałem,że bynajmniej się pożegnasz."
Leti: "To źle myślałeś!"
Bartra: "Powinnaś podziękować i dać zaprosić się na obiad"
Leti: "I jeszcze czego?! zapomnij,nigdzie z Tobą nie idę."
Bartra: "A wczoraj?"
Leti: "Co wczoraj? wczoraj nic nie było!"
Bartra: "Wiem,że tak nie jest."
Leti: "Jak najbardziej jest!"Zapomnij o tym,radzę nie wspominac nikomu o tym bo nie ręczę za siebie!"
Poczułam kolejne wibracje.
Alvarito: "To jak kawa? Chcę,żebyś kogoś poznała.."
Leti:
"Gdzie i kogo?"
Alvarito:
"Za godzinę w Casa Freixo, nowy nabytek Barcy B."




Weszłam do przytulnej kawiarenki na Carrer del Bruc, od razu podeszłam do lady i złożyłam zamówienie na małą czarną. Zdjęłam torbę z ramienia opierając się o ladę rozglądałam się po lokalu. Na końcu pomieszczenia w samym kącie siedział Alvaro i młody chłopak odwrócony do mnie plecami. Czekali na mnie. Gdy tylko zauważył mnie zaczął machać dłońmi,abym do nich dołączyła. Chwyciłam leżącą torbę do rąk i podeszłam do stolika. Tradycyjnie przywitaliśmy się buziakiem w policzek.
- Tulio, brat Luki - powiedział Villa robiąc mi miejsce obok siebie.
-Wiem, poznaliśmy się w jego mieszkaniu - odparłam siadając naprzeciw chłopaka.Blond włosy kelner przyniósł moje zamówienie - Co prawda w dość nie miłych warunkach,ale zawsze coś.
- Tak - odezwał się w końcu - Tato przesadził, zresztą Dylan nie był gorszy.
- Jeszcze chwila i mógłby mieć limo pod okiem - dodałam do żartów.
- Leti -sapnął Villa - I tak już masz kłopoty
- Jeszcze nie, ojciec nie dzwonił, więc stary Rodriguez jeszcze nie widział córuni. - wyjęłam komórkę na stół - Zresztą gówno mnie obchodzi,że poniosę konsekwencje. Może robić sobie co chce,ale niech ode mnie spierdala daleko. - dodałam - bo zafunduję jej drugie limo. - siorbnęłam łyk gorącej kawy - podpisujesz kontrakt z Barcą B?
- W końcu, długo na to czekałem. - uśmiechnął się - Dopiero teraz zarząd Chelsea się zgodził.
- Widzę,że entuzjazm jest - powiedział Villa klepiąc go w plecy - I tak młody trzymaj.
- Słuchaj bynajmniej Ty się cieszysz,bo twój brat nie kipi radością. - otwarłam menu - Chodziły pogłoski,że chce do Madrytu,a stary Tello się dowiedział i zrobił dym.
- Nie dziwię się - oparł się - Rodzice pozwalali nam na wszystko, ale Dylanowi wciąż było mało.W końcu po jego skokach w bok ojciec postawił mu ultimatum. Zmądrzeje i zaczyna zarabiać na młodego grając w Barcelonie, albo zostaje w Londynie i liże dupę trenerowi, żeby tylko dostać się do wyjściowej jedenastki.
- Młodego? - spojrzałam najpierw na Tulio,a później na Alvaro.
- No Emilio, trzyletni syn Dylana. Można ująć,że zaliczył wpadkę.
- Emilio? - Zapytał Villa otwierając oczy ze zdumienia - Przecież żadna gazeta nic o tym nie pisała!
- Tato zapłacił sporą sumkę,żeby nikt się nie dowiedział.
- To ci skurczybyk! - zacisnęłam zęby - Cwaniaczek pieprzony.
- Gdzie teraz jest? - sapnął Alvaro
- Kto?
- Emilio - odłożyłam filiżankę na stół.
- Nie wiem, Dylan oddał Go matce dopóki nie ustabilizuje się w nowym klubie.
- A gdzie jest jego matka?
- Bóg wie. Raz słyszałem o Barcelonie, raz o Ameryce. Kontaktowali się wyłącznie przez telefon. Wiem  tyle,że to córka jakiegoś piłkarza.
- Dobre i to - wzruszył ramionami Villa spoglądając na mnie - Leti?
- Co? - oderwałam się od rozmyśleń - Jedno jest pewne, Dylan zaliczył tą samą wpadkę co stary Tello, czyli mają coś po sobie. 
- Nie podoba mi się to.
- I dobrze - wstałam od stolika - Dowiem się kim ona jest. - przewiesiłam torbę przez ramię - Jak już raz zaczniesz wojnę z Alcantarami, już nigdy nie zaznasz spokoju. - uśmiechnęłam się.Tulio złapał mnie za nadgarstek
-Nikomu nic nie mów,dopóki wszystko się nie wyjaśni.
-Spokojna twa rozczochrana - poczochrałam go po czuprynie - muszę lecieć, Luca coś mówił,że chce się spotkać i pogadać.- spojrzałam na zegarek - Na razie.

Zbiegłam ze schodów, wchodząc na zadaszenie jednej z ławek zeskoczyłam na zieloną murawę.Nie zwracając na krzyki Luki i całej drużyny, usiadłam na ławce trenerskiej w Ciutat Esportiva.Siedziałam wymachując nogami, gdy podszedł do mnie mister z założonymi rękoma z tyłu.
-Korki są? - spojrzał na mnie z ukosa, pokręciłam twierdząco głową.Wyrzuciłam z torby całą zawartość pokazując trenerowi fioletowe korki,w których kiedyś grałam. - Tylko tak co Rafinha się nie dowie - pokazał mi język - Thiago!Masz kopać do bramki, a nie w Ville! - ryknął do Messiego - Ja nie wiem co w niego wstąpiło, Leo był całkiem innym chłopakiem. - sapnął kręcąc głową.Zdjęłam z stóp czerwone trampki i założyłam korki.
-Thiago nadrabia za starszego Messiego. - powiedziałam wiązać sznurówkę.Poprawiłam spodenki i wbiegłam na murawę.
-Uważaj na kolano! - krzyknął za mną.Jak miałam w zwyczaju przebiegłam całe pięć boisk dookoła.
W tym czasie chłopaki zaczęli grać mały sparing pomiędzy sobą. Natomiast ja zabrałam im jedną z piłek i odsunęłam się na dalszy plan.Odbijałam piłkę z boku boiska kiedy obok mnie zjawił się Bartra z dwoma bidonami. Podał mi jednego opierając się o barierkę trybun przyglądając się.
-nigdy nie widziałeś jak odbijałam czy co? - warknęłam rzucając w niego piłką. -znajdź sobie inne zajęcie niż patrzenie na mnie.
-właśnie skończyliśmy trening i aktualnie odpoczywam - powiedział siorbiąc z bidonu - chciałem zapytać czy nadal jesteś zła?
-tak jestem zła jak cholera Bartra - ścisnęłam piąstki z całej siły - i lepiej by było żebyś sobie już poszedł. - ściągnęłam ze stóp korki i boso zaczęłam iść w stronę ławki,gdzie zostawiłam swoje rzeczy.
-dlaczego rano uciekłaś?-zapytał idąc za mną
-uciekłam? - zapytałam sama siebie - a co miałam spać z Tobą?
-jakoś wczoraj wieczorem inaczej mówiłaś. - uśmiechnął się cwanie
-wczoraj kłamałam.
-jakoś mi się nie wydaje. - wycharczał -  Chciałaś obić mordę Pati..
-to ona nie ma buzi? tylko mordę - łapałam go za słowa - skłóceni? - spojrzałam na niego z ukosa rzucając do torby sportowe obuwie. - ale wiesz gówno mnie to obchodzi - sapnęłam przewieszając przez ramie sportową torbę. - żegnam. - powiedziałam już nieco łagodniej.
-Leti jeszcze nie skończyłem! - złapał mnie za łokieć,obracając w swoją stronę - Napisałaś rano,żebym siedział cicho?
-i lepiej żebyś gęba ci się nie otworzyła - mruknęłam pod nosem
-chcę coś w zamian.
-ciekawe co - fuknęłam rozwścieczona
-to - przyciągnął mnie bliżej siebie i wpił się w moje usta.


Przez resztę dnia chodziłam jak tykająca bomba.Wieczorem spakowałam kilka rzeczy do sportowej torby i włożyłam cztery teczki,jedna z nich czekała na mój podpis pod wstępną umową na staż.Oparłam się rękoma o parapet patrząc jak Luca parkuje moim samochodem na podjeździe,gdy tylko mnie zauważył pomachał mi dłonią.Przewiesiłam sobie torbę przez ramie i zbiegłam ze schodów na parter gdzie urzędowali rodzice z babcią.Pożegnałam się z nimi informując o moich zamiarach na kilka najbliższych dni.Wychodząc z domu uderzyła we mnie fala gorącego powietrza.Luca stał oparty o maskę i rozmawiał przez telefon głupkowato się śmiejąc.Włosy spięłam w niedbały koński kucyk i wrzuciłam na tylne siedzenie samochodu torbę,którą zabierałam ze sobą wszędzie gdzie się dało.Tym razem usiadłam za kierownicą.Zaoszczędziłam sobie widoku prowadzącego Luki,który żwawo rozmawia przez telefon.
- zostaję,ale wieczorem wpadnę z Oli - powiedział wpychając głowę przez otwarte okno
- dobrze - zapięłam pas patrząc na niego -zrobić kolację?
- zamówimy coś -uśmiechnął się - David też chce przyjść.
Prychnęłam ruszając z podjazdu, wyjechałam na ulice miasta i czym prędzej udałam się do mieszkania. Zaparkowałam na podziemnym parkingu i od razu udałam się na szóste piętro.Otworzyłam drzwi rzucając torbę na kanapę w salonie, poszłam bezpośrednio do łazienki.Szybko wzięłam prysznic, owinąwszy się białym ręcznikiem stanęłam przed lustrem wysuszyłam włosy. Stanęłam przed wielką szafą i wyjęłam z niej spodnie dresowe i białą bokserkę.Chwilę po tym miałam je już na sobie,na stopy włożyłam białe skarpetki. Telefon,który leżał na łóżku wściekle za wibrował.
Chino Alba: "Poble Nou?"
Leti Alcantara: "Wpadniesz?"
Chino Alba: "Za 10 minut będziemy."
Poszłam do salonu i opanowałam nie mały bałagan,który tam panował.Poprawiałam właśnie poduszki na kanapie,gdy do mieszkania w szedł Alba z Villa, usiedli na kanapie przekomarzając się o jakiś błahy temat.
Zabrałam dwie szklanki z szklanego stołu i zaniosłam do kuchni.Wkładałam właśnie naczynia do zmywarki kiedy usłyszałam głos Alvaro.
-Dostałaś papiery na staż? - ryknął z salonu
-Jak widzisz - sapnęłam wchodząc do pomieszczenia, rzuciłam nogi czytającego warunki umowy Chino z kanapy siadając obok pomocnika.
-Wybrałaś już? - spytał dźgając mnie w brzuch, spojrzałam na niego spode łba. Nachylił się nad trzema następnymi ofertami, co chwilę mrucząc coś pod nosem, a to kręcąc głową.
- Real odpada - powiedział Chino zamykając i odkładając teczkę na dalszy plan.
- Wiadomo - fuknęłam przecierając twarz dłońmi - przecież nie przeszłabym do obozu wroga.
- City,dobra oferta - powiedział Alvaro odwracając się w moją stronę - oferują Ci staż z możliwością profesjonalnego kontraktu z klubem i wielkie zarobki.
 -To Manchester Alvaro - sapnęłam ciągnąc go w swoją stronę - w chuj daleko w dodatku w Anglii.
- Juve? - przymrużyłam oczy spoglądając na Chino, chwyciłam w dłonie poduszkę i rzuciłam w jego stronę - zdecydowanie odpada! - także jak poprzednie zamknął i odłożył na stolik.
- Zostały tylko dwie oferty. - przyciągnął mnie do siebie Villa całując w skroń - Co zrobisz?
- Nie wiem - pociągnęłam nosem - mam kilka dni, przemyślę i zdecyduję.
Przez chwilę rozmawialiśmy jeszcze o ofertach i odpaliliśmy fifę. Graliśmy rozmawiając o błahych sprawach,które z czasem przeradzały się w bardziej prywatne sprawy.
Około dwudziestej pierwszej oboje postanowili wrócić do domu tłumacząc się zmęczenie i wczesnym treningiem. Wczesnym treningiem,który zaczynał sie o trzynastej. Stałam właśnie z nimi w drzwiach kiedy z windy wyszli Luca z Oli i David. Spojrzałam gniewnie na Lucę.
-Spotkamy się jutro? - poruszyłam brwiami obejmując Alvaro w pasie widząc zdeterminowaną minę Davida uśmiechnęłam się.
-Jasne - mruknął całując mnie w czoło,pożegnałam się jeszcze z Albą i weszłam do mieszkania.

Luca siedział szepcząc coś Oli, na co tylko przytakiwała albo wybuchała gromkim śmiechem. Zaś na fotelu siedział David wściekle na mnie patrząc.Po obejrzeniu kolejnej komedii tego wieczoru, wyszłam z pustym słoikiem po nutelli..Oparłam się o blat kuchenki,kiedy do kuchni wszedł młody Bartra.Stanął naprzeciw mnie z założonymi rękoma na klatce piersiowej
-Alcantara, w co Ty sobie pogrywasz? -spytał zachrypniętym głosem - Najpierw ja,teraz Villa!
-Odpieprz się!
-A jeśli nie? - zbliżył się do mnie
-Nie radzę, to co mnie łączy z Alvaro to tylko i wyłącznie mój interes! - wysyczałam przez zaciśnięte zęby
-Moja też.
-Nie interesuj się, ja też nie czepiam się tego co wyprawiasz z Liv - wkurzyłam sie zaciskając pieści
-Jej w to nie mieszaj!
-To twoja dziewczyna - położyłam dłoń jego torsie - Chyba nie chcesz,żeby się dowiedziała z kim byłeś dzisiejszej nocy.
-Grabisz sobie - wysyczał przez zęby - Cholernie sobie grabisz. - złapał mnie mocno za nadgarstek
-I co mi zrobisz? - patrzyłam mu w oczy czując jak drętwieje mi dłoń z mocnego uścisku.
-Zakochasz się - mówiąc oparł się dłońmi o blat, uniemożliwiając mi jakąkolwiek ucieczkę. - Nawet nie będziesz wiedzieć kiedy.
-Ciekawe w kim?
-We mnie - odparł uśmiechając się cwaniacko
-Popierdoliło Ci się w głowie - syknęłam - Prędzej zajdę w ciążę niż zakocham się w Tobie!
-Wpadniesz po uszy - Zbliżył się na tyle, bym poczuła  zapach jego perfum. Dłonie wplótł w moje chłodne palce i przyciągnął do siebie. Złożył na moich ustach delikatny pocałunek, po czym ponownie spojrzał mi w oczy.
-O ile zakład? - spytałam, patrząc na jego reakcję. Przymrużył na chwilę oczy zastanawiając się chwilę.
-O co?
-Wyjadę z Barcelony -  położyłam dłonie na brązowym blacie - Gdziekolwiek nawet do Włoch.A ty? - odwróciłam głowę w bok
-Zmienię klub - mruknął pod nosem
-Nie! - zaprotestowałam - Nie zmienisz klubu przez jakiś głupi zakład! 
-David? Chcesz zmienić klub? - spytał stojący w drzwiach Luka, a tuż za nim Oli z szklankami w dłoniach
-Coś Ty stary - trzymał mnie za rękę - Nigdy nie opuścił bym Barcelony.
-Już się bałem  - zaśmiał się
-David? - spojrzeliśmy na Oli - Pati czeka na parkingu.



_________________________________________

no i mamy nowy rozdział, trochę dłuższy niż zazwyczaj ale tak jakoś mnie naszło
i proszę!aaaaa!Bartra debiutował w barwach La Roja! 

Tymczasem z Bartrowego Instagrama. 
Mój obrońca kochany!
Z jedynym w swoim rodzaju! Wiecznym El Guaje!




Do zoba! :*









sobota, 9 listopada 2013

Charper six.

Weszłam do pokoju, odłożyłam wszystko na szafkę. Położyłam się na łóżku. Spojrzałam na zegarek na szafce przy łóżku, skazywał kilka minut po 20. Postanowiłam zacząć się przygotowywać się na imprezę.Stanęłam przed ogromną szafą zastanawiając się co założyć. Chwilę później miałam już przygotowany strój,który położyłam na łóżku. Zabrałam z szafki ręcznik i poszłam pod prysznic. Nie minęło dwadzieścia minut a stałam przed lustrem czekając aż wyschną mi włosy po szybkim prysznicu i przebrałam się.Do tego założyłam złotą bransoletkę od rodziców i byłam gotowa. Włosy podkręciłam lokówką i zrobiłam lekki makijaż. Około godziny dwudziestej drugiej wyszłam z domu, tym razem nie prosiłam nikogo aby odwiózł mnie. Droga nie zajęłam mi długo, po trzydziestu minutach byłam na miejscu.Tłumu przed klubem było mnóstwo, jednakże wiedząc,że Alvaro wraz z chłopakami już są, wślizgnęłam się do środka. Rozejrzałam się podchodząc do baru,który był podświetlany zielono-niebieskimi halogenami od spodu. Usiadłam na wysokim krześle i zamówiłam mojito. Wysoka brunetka szybko zabrała się za moje zamówienie i po chwili miała już przed sobą przeźroczysty napój wysokoprocentowy z zielonymi dodatkami i żółto-zieloną rurką. Uśmiechnęłam się mrawo popijając je, wtedy ich zauważyłam. Siedzieli niedaleko baru w jednej z największych lóż w całym klubie.Zabrałam szkło z napoje z blatu i podążyłam w stronę loży. Przystanęłam opierając się o filar ciurkiem wypiłam zawartość szklanki.
-Alba! - krzyknęłam ciągnąc go za rękaw białej koszuli - a ze mną się już nie napijesz? - spytałam odkładając na stół naczynie.
-Z tobą? Zawsze. - ruchem ręki zawołał kelnera. Przywitałam się z wszystkimi i usiadłam pomiędzy Alvaro, a Bryanem Rodriguezem,który był pochłonięty rozmową z blond włosą dziewczyną. Chino zamówił kolejkę na swój koszt, nie minęła minuta a przy naszym stoliku zjawiła się czarnowłosa kelnerka z tacą. Postawiła wszystko na stoliku i zanim już odeszła wznieśliśmy pierwszy toast. Później kolejny i kolejny. Wlewaliśmy w siebie krople magicznego trunku niczym sok z gumi jagód,który dodawał nam energii. Siedziałam żwawo rozmawiając z chłopakami, gdy w lokalu pojawił się Luca wraz z Davidem.Wstałam i odciągnęłam mizdrzącego się Chino od jakieś panienki.
-Mieliśmy być sami. - syknęłam
-No i w czym problem? - spojrzał na mnie zgniewany
-W tym - wskazałam palcem na rozglądających się chłopaków - Chino obiecałeś..
-Spokojna twa.. rozczochrana głowa..
Jego gadanie doprowadziło mnie do szału, postanowiłam nie przejmować się faktem,że kilka lóż dalej siedzi Luca z Oli i David z swoją landryną. Oboje nie wiedzieli,że tutaj jestem więc to mnie uspakajało. Złapałam do rąk kolejnego kieliszka tego wieczoru i wraz z Alvaro stuknęliśmy nawzajem w szkło. Jednym duszkiem wypiłam całą zawartość kieliszka, co poskutkowało chwilowym pieczeniem w przełyku. Nie minęłam chwila a mój kompan wyrwał mnie na parkiet. Muzyka dudniła nas w uszach,ale mimo tego nie potrafiłam mu odmówić.Obrócił mnie wokół własnej osi,gdy wkroczyliśmy na wysoki podest. Położył mi dłonie na biodrach i zaczął tańczyć. Kilka piosenek i mogłam śmiało stwierdzić,że z Villi jest znakomity tancerz, udowadniał to przy każdym kawałku puszczanym przez DJ'a. Wróciliśmy do loży śmiejąc się z samych siebie, opadliśmy na kanapę i po raz setny Alba postawił kolejkę, jednak ja tym razem skapitulowałam odmawiając trunku. Zmęczona przytuliłam się do rozgrzanego alvarowego ramienia, opierając głowę na jego klatce piersiowej.Przymknęłam oczy,by zaraz znów je otworzyć. Mrugnęłam kilka razy widząc stojącego Lucę z Olivią i Davida z Pati Rodriguez. Bliźniaczka Bryana.Wbiłam swoje czarne paznokcie w udo Villi, natychmiastowo przyciągnął mnie bliżej siebie całując w czubek nosa. Spojrzałam w jego oczy i widziałam ten błysk,który zawsze towarzyszył mu kiedy spędzaliśmy razem czas. W dziwnych okolicznościach muzyka przez momencie ucichła i usłyszałam jak rodzeństwo Rodriguez kłócą się o.. mnie!
-Jesteś idiotą Bryan! - wytknęła mu - upiliście ją i co teraz? - spojrzała na mnie - przeleci ją Villa! - złapałam co to miałam pod ręką i tak po prostu rzuciłam w nią. Mój umysł zarejestrował tylko to,że David odsunął się gdy ona upadała, a reszta zaczęłam rechotać.
-Pijana to ja jestem,ale nie dam się przelecieć własnemu przyjacielowi! - krzyknęłam na jej głową. Zabrałam z stolika prawie pełną butelkę wódki,którą przyniósł Chino. Przeskoczyłam przez oparcia kanap i zaczęłam przeciskać się przez tańczący tłum. Kątem oka dostrzegłam,że cała trójka rusza za mną wraz z Bartrą. Tył zwrot Leti!Wyszłam na zewnątrz fala gorącego powietrza uderzyła we mnie ze zdwojoną siłą.Przebiegłam na drugą stronę ulicy, idąc w stronę Parku Guell. Nie interesowałam się tym,że przeze mnie największe oczko w głowie wszystkich zawodników Barcelony będzie mieć śliwę pod okiem. Nie interesowało mnie nic!Szłam co chwilę patrząc na butelkę,którą zabrałam z klubu.Zatrzymałam się rzucając nią w ogromny mur przede mną.


Siedziałam oparta o mur, a wokół mnie leżało rozbite szkło.Z oczu płynęły mi łzy, nagle zza rogu wyszła czarna postać,która z czasem zbliżała się coraz bardziej. Przede mną stanął on. Ten,którego nie chciałam widzieć.Spojrzałam na niego, jego oczy były wbite w punkt lekko nad moją głową.
-Po co tutaj przyszedłeś? - wrzasnęłam z łzami w oczach - Idź, wracaj do niej! - syknęłam zła. Przykucnął przede mną i ścisnął moje ramiona. Jedną ręką oparł się o budynek, natomiast drugą próbował mnie zatrzymać, gdy chciałam wyrwać się z jego objęć.Kasztanowymi,zaszklonymi tęczówkami spojrzałam w jego zimne, brązowe oczy,które poważnie spoglądały na mnie.- Zostaw mnie - wyszeptałam kryjąc twarz w dłoniach.Poczułam jak obejmuje mnie ramieniem, przytulił mnie mocno tak abym mogła poczuć to bezpieczeństwo w jego ramionach. -Nie powodzi Ci się z nią? Dowiedziała się,że obracasz inne panienki na boku? Dlatego? - powiedziałam dotkliwie odbierając jego milczenie.
-Po prostu nie mogę, obiecałem Luce,że znajdę Cię.
-Nie możesz bo co? może bawicie się w związek medialny? ukartowaliście sobie wszystko po to aby zyskać sławę? - instynktownie odwróciłam się w drugą stronę -Brawo Bartra,udało wam się. Ale wiesz,że jutro cała Barcelona będzie sapać o tym incydencie.Nie zostawią na was suchej nitki,nic! David a szczególnie na Tobie idioto! -rzuciłam cicho.Podniósł moją głowę do góry patrząc mi prosto w oczy, przybliżył się do mnie i lekko musnął moje wargi a ja miałam wrażenie,że zaraz nogi złamią mi się na pół.
-chciałem Cię przeprosić za nią -oparł czoło o moje, patrząc mi prosto w oczy -nie lubisz jej prawda? - przejechał opuszkami palców po moim policzku, skinęłam głową zgodnie z prawdą.
-Mało powiedziane Bartra - przerwałam mu - Przysięgam na drugi raz oberwie mocniej. - syknęłam patrząc mu w oczy - i ani nie waż mi jej przepraszać,bo zasłużyła.
-Nawet nie raczyłem zaczynać tego tematu bo wiedziałem,że nie przeprosisz. Nie ma co Alcantara ale charakterek to ty masz.- pocałował mnie przelotnie w usta, natychmiastowo odepchnęłam go delikatnie od siebie
-Te Bartra, całuj swoją dziewczynę! - sapnęłam pod nosem - po za tym my się nie lubimy i wolę,żeby tak zostało. - zamachałam rękami.
-nie nawiedzimy - poprawił mnie - ale chodź już. - złapał mnie za dłoń,prowadząc na drugi koniec ulicy.





____________________________________

Halo, w końcu odzyskałam bynajmniej laptop i jestem w stanie dodawać rozdziały.
Mam wrażenie,że trochę za szybko toczy się akcja.Rozdział sprawdzony, chyba nie
pominęłam żadnej literówki, a jeśli tak to z góry przepraszam! Wracam do kończenia 
projektu na WOS! Do zoba! :)

PS1. Bartra-Puyol duet na Betis.


PS2. Musiałam je dodać.

środa, 30 października 2013

Charper five.

Do mieszkania wróciliśmy nad ranem, na całe szczęście nie zastaliśmy nikogo.Zdjęłam buty i jedyne o czym teraz marzę to gorący prysznic.Nie zwracając na nawoływania moich kompanów poszłam do łazienki. Zabrałam z szafki puchaty ręcznik,rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Gorąca woda spływała po moim ciele dając mi chwilę wytchnienia. Oparłam się o zimne kafelki, przymrużyłam oczy czując ciepłe krople. Sięgnęłam ręką po malinowy żel i zaczęłam się myć. Po piętnastu minutach wywlekłam się z niej w samym ręczniku. Świeża,czysta i pachnąca.Chwyciłam do rąk szczotkę i rozczesałam mokre włosy.Zamykając za sobą drzwi, zeszłam do ciemnej kuchni. Wyjęłam z lodówki pomarańczowy sok. Nalałam do szklanki i z powrotem włożyłam do lodówki. Stałam odwrócona tyłem do drzwi, z okna padało mrawe światło księżyca kiedy ktoś złapał mnie za biodra.Odwróciłam się gwałtownie.
-Nie strasz mnie! - syknęłam zła
-Nie straszę, chciałem się tylko napić.
-Właśnie widzę Bartra. - powiedziałam odkładając szklankę do zmywarki, poprawiłam ręcznik,który miałam na sobie.- Dobrej nocy. - mruknęłam pod nosem wychodząc z pomieszczenia, gdy złapał mnie za nadgarstek ciągnąc ku sobie.Przyciągnął mnie na tyle blisko,że czułam jego perfumy. Nie spuszczał,że mnie wzroku.
-Będziesz patrzeć się tak długo,aż mój brat wejdzie i wyjebie Cię na zbity pysk? - zapytałam patrząc na niego.
-Jak mam się nie patrzeć skoro sama paradujesz półnaga. - powiedział kładąc dłonie na moich biodrach, pochylił się nade mną cały czas obserwując. Po raz pierwszy poczułam coś czego nie chciałam od dawna. Podobało mi się! - Kotku, kucisz. - wyszeptał na ucho.
-Za wysokie progi jak na twoje nogi. - sapnęłam.
-Fakt, nigdy bym nie chciał dziewczynę z krzywymi nogami. - dodał uśmiechając się. Zareagowałam od razu, kopiąc go kolanem w krocze. - Żartowałem - trzymając się za nie, ugiął się w pół.
-Uważaj co mówisz Bartra! - powiedziałam zaciskając zęby - za drugim razem będzie mocniej - dorzuciłam zostawiając go samego.

Dochodziła godzina czternasta, siedziałam w małej kawiarence nieopodal Camp Nou. Kreśliłam coś na chusteczce kiedy moja komórka za wibrowała w jeansowej kamizelce. Wyjęłam ją.
Alvarito: 'W La Rosas? Wieczorem."
Leti: "O której? "
Alvarito: "22 będziemy czekać."
Leti: "Będziemy, czyli kto?"
Alvarito: "Ja, Chino,Kai,Bryan wymieniać dalej?:)"
Leti: "Wpadnę."
Alvarito: "Wiedziałem :*"

Schowałam ją z powrotem, zostawiłam na stoliku kilka euro i wyszłam na zewnątrz. Miałam dziesięć minut do spotkania z dziekanem miejscowego uniwersytetu. Właśnie tam miały przyjść papiery na półroczny staż z Włoch. Byłam jedną z tych, którzy w ostatnim roku studenckim będą uczęszczać na zagraniczne przyuczenia. Przewieszając przez ramię torbę ruszyłam w stronę starych budowli, w których znajdował się gabinet. Weszłam nieśmiało do sekretariatu.
-Dzień dobry, w czym mogę pomóc? - spytała miła pani.
-Dzień Dobry ja jestem Leticia Alcantara podobno przyszły tutaj mojej papiery na..
-Ach tak pan Moore jest u siebie - odpowiedziała - możesz wejść - uśmiechnęła się ciepło otwierając mi drzwi przed nosem. Weszłam do jasnego gabinetu. Na ścianach wisiały zdjęcia drużyny sportowej tutejszej uczelni.
-Leticia tak? - spytał pulchniutki pan koło czterdziestki, siedząc za biurkiem. Tak to dziekan, odetchnęłam z ulgą. - usiądź proszę - wskazał na krzesło naprzeciw siebie. Tak jak powiedział, tak też zrobiłam, a ciężką torbę położyłam obok siebie - Zapewne słyszałaś o stażach w tym roku? - skinęłam głową zgodnie z prawdę.Przecież jedną trzecią z całego roku studenckiego spędziłam w akademiku z błahych przyczyn. Fakt faktem Bosolii narzekał na mnie i moje dość częstsze nieobecności na wykładach namówił włoskiego dziekana na zagraniczny staż dla mnie. - dostałem papiery z czterech klubów,które interesują się twoją osobą.
-Do czego pan dąży? - zapytałam ściskając dłonie.
-Staż w klubach o których nawet nie śniłaś. Real,Barcelona,City i Juventus.
-Jak to możliwe? - nachyliłam się - Częściej jestem poza uczelnią, a oni chcą akurat mnie.
-Profesor Bosolii walczył o to jak lew, powinnaś mu podziękować - wstał trzymając w dłoniach cztery teczki każda innego koloru. - masz dwa tygodnie na przemyślenie - podał mi je - jeśli się zastanowisz, masz wysłać papiery do któregoś z nich. Wybór należy do Ciebie Leticio. - ukłonił się na pożegnanie i wyszedł, a ja zaraz po nim.

Wróciłam do domu dosyć późno, z racji z tego,że nie zadzwoniłam po nikogo kto by po mnie przyjechał. Zdjęłam buty i poszłam do salonu. Wszystko położyłam na fotel usiadłam pomiędzy tatą, a wyjkiem Thiago, którzy zawzięcie oglądali ligę angielską. Wyciągnęłam nogi przed siebie teczki z ofertami rzuciłam na szklany stolik.
-Co to? - zapytał tato wskazując na teczki
-Papiery na staż - odpowiedziałam zgodnie z prawdą, oboje spojrzeli na mnie jak na głupka i czym prędzej dobrali się do teczek - Kto gra? - spytałam.
-Chelsea - odpowiedział wujek wyjmując bielutkie kartki z herbem Manchesteru City.Otworzył usta ze zdziwienia czytając propozycję,które mi oferowali. - Przeniesiesz się do Anglii?
-Mam nadzieję,że nie. - mruknęłam pod nosem - Nie mam zamiaru przebywać na meczu zasranych londyńskich wywłok. - wskazałam głową na ekran telewizora.
-Leticia! - oburzył się tato spoglądając spod kartek - Słownictwo.
-Oj tato, oni są i będą szmatami.
-Możliwe,ale nie powinnaś tak mówić - wyłączył telewizor,kładąc wszystko na stolik.
-Ej ja tu oglądam! - wyrwałam mu pilot z rąk włączając transmisję - Po za tym sam widziałeś na co wyrósł Dylan. Jest z Chelsea,jest ciotą. Nie wspomnę o kolegach bo nie są lepsi.
-Nie osądzaj ludzi po wyglądzie.
-Litości! - uniosłam ręce do góry - Tato, z nim nie trzeba rozmawiać, mu źle się patrzy z oczu. W dodatku nie chce grać dla Barcelony.
-Jak to? - spojrzał na mnie starszy z rodu Alcantara.
-Real Madryt chciał go kupić za niezłą sumkę, miał testy ale stary Tello się dowiedział, zrobił zadymę- podniosłam się na rękach - i przyleciał zakontraktować się z Barceloną.
-Skąd wiesz?
-Mam od tego ludzi wujek - włożyłam do teczek dokumenty - Zaufanych ludzi - powiedziałam wychodząc.






Po pierwsze rozdzial dla Copernicany.Special for you, wiem ze mało tutaj Alcantarow ale musisz mi wybaczyć mam kilka rozdziałów do przodu i jedynie tutaj się pojawili na dłużej. Obiecuję, ze jeden bedzie tylko z family Alcantara. :)
Po drugie musicie mi wybaczyć za jakiekolwiek literówki, nie jest sprawdzony do końca. Chwilowa awaria komputera i laptopa wiec został mi tylko telefon.Czytajcie i do zoba!




niedziela, 20 października 2013

charper four.



Przeklinałam w duchu ojca Luki, wchodząc ponownie do mieszkania od razu poszłam do sypialni brata, gdzie położyłam się na łóżku. Poprawiłam zgniecione poduszki, kładąc się na nich wpatrywałam się ślepo w sufit. Co chwilę obracając w ręku komórkę miałam nadzieję,że zaraz zadzwoni do mnie Olivia i powie,że Luca siedzi u niej. Jednakże tak się nie działo, bałam się o niego i to bardzo. David wszedł do sypialni i bez słowa położył się obok mnie. Wiedział,że to nieodpowiadania chwila na nasze kłótnie o byle błahostkę. W takich chwilach mogłam na niego liczyć. Słyszałam tylko jak oddycha coraz płytszej. Przytuliłam twarz do poduszki, która otulała zapach perfum Luki. Przymknęłam oczy. Obudziłam się gdzieś po 3 godzinach. Poczułam pod głową coś, co na pewno nie było poduszką. Leżałam na jego klatce piersiowej przykryta po uszy kołdrą. Usłyszałam dźwięk dzwoniącego telefonu, przetarłam oczy i usiadłam na łóżku łapiąc w dłonie komórkę. Spojrzałam na wyświetlacz 'Luka dzwoni'' odebrałam
-Gdzie jesteś? - zapytałam drżącym głosem.
-Przyjedź z Davidem..
-Gdzie? - przerwałam mu
-Na Bogatell - powiedział i rozłączył się. Siedziałam chwilę w osłupieniu, ocknęłam się dopiero gdy David szturchnął mnie łokciem. Patrzyłam na niego.
-Jedziemy na Bogatell - powiedziałam wstając z łóżka weszłam do łazienki. Pośpiesznie umyłam twarz,złapałam pierwszą lepszą bluzę,która leżała na fotelu i wyszłam zaraz za Bartrą. Weszliśmy do salonu, w którym nic się nie zmieniło odkąd Luca pojechał.
-Tatku  kluczyki? - spytałam przytrzymując się rękoma o oparcie fotela na,którym siedział stary Bartra.  David stał za mną. Czułam jak wszystko w nim wre na sam widok Dylana.
-Po co ci? - powiedział wyjmując je z kieszeni spodni.
-Jedziemy do Luki.
-Jadę z wami - wyrwał się Cristian,który do tej pory stał cicho wpatrując się w widoki za oknem.
-Chyba pobiegniesz za nami - wkurzyłam się - Nie wystarcza panu,że pojechał nie wiadomo gdzie w środku nocy w dodatku zmęczony po meczu? Mało panu,żeby jeszcze sobie coś zrobił? - złapałam kluczyki,które rzucił mi tato - Dam znać co z nim - powiedziałam na odchodne. Odszukaliśmy na parkingu czarnego mercedesa rodziców. Dłonie trzęsły mi się niesamowicie,widząc to David zabrał mi kluczyki z rąk.
-Ja poprowadzę - powiedział cicho otwierając mi drzwi z strony pasażera.


Przytaknęłam głową siadając, zapinałam pasy kiedy po drugiej stronie umiejscowił się przyjaciel mojego brata. Uruchomił silnik i już po chwili mknęliśmy po ulicach Barcelony słuchając radia. Nerwowo ściągałam końce czarno-niebieskiej  bluzy w dłoniach.Popatrzyłam na Davida z ukosa widać było,że także się martwił. Cieszyłam się z jednej strony, że Luca ma takiego przyjaciela i mimo tego z czasami mam ochotę udusić go to na swój sposób go lubię, a on mnie. Jednakże oboje nie pokazujemy tego, bo wtedy mógłby być armagedon w domach Alcantara-Bartra. Któż wie co wymyślili by nasi ojcowie związku z nami. Nawet nie zwracałam uwagi na to, że przez cały czas David patrzył raz na mnie raz na ulicę. Zatrzymał się na czerwonym świetle, ściszył nieco radio. Odwrócił głowę w moją stronę lewą rękę miał na drążku biegów, a prawą kurczowo trzymał kierownicę
.-skąd masz moją bluzę?- chwycił za kawałek materiału patrząc na mnie
-to twoja? - zdziwiłam się - leżała w łazience,jeżeli chcesz zdejmę ją - złapałam za wykończenia.
-nie - zaprotestował - ślicznie w niej wyglądasz - mruknął pod nosem ruszając. Nie powiem uśmiechnęłam się bo to pierwszy komplement,który padł z jego ust w moją stronę. Zatrzymał się na parkingu, oparł obiema rękami kierownicę. Szukał wzrokiem auta Luki. Stał oparty o maskę. David wyszedł z samochodu, a ja zaraz za nim. W migiem stanęłam obok niego. Rozglądając się po okolicy doszłam do wniosku, że oprócz 'bezpańskich' aut był sam. Podeszliśmy bliżej w dłoni trzymał komórkę. Obracając ją co chwilę. Zatrzymałam się przed nim, widziałam w jego oczach łzy. Wiedziałam,że jest to dla niego ciężka sprawa. Cierpiał, chociaż tego nie okazywał. W dodatku całą sprawę pogorszył jego przyrodni brat mówiąc,że Cris nie prosił się o niego. Przymknął oczy krzyżując na klatce piersiowej ręce. Przenosiłam wzrok raz na Lukę, raz na Davida który stał z rękoma w kieszeni. Butem grzebał w niewielkiej ilości piasku na parkingu. Staliśmy w ciszy,dopóki komórka Luci nie zaczęła dzwonić. Ukradkiem zauważyłam,że to kolejna wiadomość od Olivii widocznie i ona zamartwiała się o niego.Otworzył drzwi do samochodu wrzucając do niego komórkę,zdjął z siebie bluzę  rzucając ją na tylne siedzenie. Bartra nie odezwał się ani słowem wiedząc,że zaczynając temat ojca zezłościł by się jeszcze bardziej. Kopnęłam w jego stronę niewielki kamyk, podniósł wzrok na mnie. Kiwnęłam głową na Lukę,który usiadł na ławce.
-Wiesz,że to nieodpowiedni moment - mruknął ze złością
-W końcu ktoś musi z nim pogadać, a skoro jesteś jego przyjacielem to jak najbardziej powinieneś.
-A ty jego siostrą
-I dlatego właśnie to robię idioto - syknęłam przez zęby zmierzając ku Luce.Siedział chowając twarz w dłoniach. Usiadłam obok niego przytulając się do jego ramienia, obok mnie po chwili zjawił się David siadając z kamienną twarzą, posłał mi przepraszające spojrzenie na co tylko skinęłam głową.
-Mógł nie przyjeżdżać - powiedział w końcu.
-Zależy mu.
-Na czym? - spojrzał na mnie - Powiedź na czym mu zależy? Bo jakoś zbytnio nie okazywał tego. 
-Nikt nie mówił,że będzie łatwo. - spojrzałam na niego.


-*********************-


Z racji z tego,że dzisiaj jest niedziela i mam dzień dobroci,wstawiam rozdział.
Wczoraj podzieliliśmy się punktami z Osasuną.
Dobre wiadomości płyną z Barcelony!

 Po pierwsze: Welcome back crack!


Po drugie: Jejciu Cristian tatusiem. *.*

Miłego czytania, do zoba! 



niedziela, 13 października 2013

charper three.

Przez kolejne dwa dni nie odzywałam się do Davida ani słowem. Za każdym razem, gdy chciał porozmawiać uciekałam do pokoju albo zaczynałam się rozglądać za kimś z drużyny. Na pierwszy rzut oka zawsze rzucał się mój  Alvaro ,który za każdym razem z przyjemnością zapraszał mnie do swojego pokoju, w którym urzędował wraz z Aitorem.Po wczorajszym przegranym meczu mieliśmy od razu polecieć do Barcelony,ale niestety pogoda nam na to nie pozwalała,więc musieliśmy wrócić do hotelu na kolejną noc.Obudziłam się rano czując jak ktoś gniecie mi rękę. Podniosłam nieco głowę do góry, ku mojemu zdziwieniu obok mnie siedział Luka, a ciut dalej na fotelu siedział David.
-Mógłbyś zejść z mojej ręki - sapnęłam chowając twarz w poduszkę. Chwilę po tym nie czułam już ucisku na ręce, więc mogłam przekręcić się na drugą stronę łóżka. - Dziękuje braciszku - mruknęłam zakrywając się kołdrą po sam czubek głowy.  Poczułam jak ktoś kładzie się obok mnie obejmując dłońmi wokół talii. Nie zważyłam na to zbytnio uwagi,bo za pewno Luca potrzebował się do kogoś przytulić,bo przecież Oli nie była w pobliżu. Nie otwierając oczu przysunęłam się bliżej. Kładąc głowę na jego torsie, poczułam zapach dobrze mi znanych perfum.Przymrużyłam oczy i zobaczyłam twarz Davida w lekko wykrzywionym uśmiechu. Odskoczyłam od niego jak oparzona w samych spodenkach i bokserce wstałam na łóżku patrząc na niego wściekle.
-Won stąd - warknęłam pokazują palcem na drzwi. 
-Leti, daj spokój. - podniósł się na łokciach patrząc na mnie przenikliwie - Chcę pogadać.
-Nie mamy o czym.
-Wczoraj przesadziłem i..- patrzył na mnie - chciałem Cię przeprosić.
-Wsadź sobie te przeprosiny w dupę! - krzyknęłam zeskakując z łóżka - lepiej będzie jeśli już sobie pójdziecie - otworzyłam drzwi wypraszając ich rękoma. David wyszedł jako pierwszy dodam,że wściekły jak osa, Luca podszedł do mnie i pocałował mnie w czoło.
-Zbieraj się za dziesięć minut śniadanie później mamy samolot - powiedział zamykając drzwi.



Prosto z lotniska pojechaliśmy do mieszkania Luki, tam mieli na nas czekać rodzice. Nie był to pocieszający fakt,że kolejne godziny spędzę w towarzystwie wkurwiającego Davida,który jak na złość wrył się na przednie siedzenie samochodu. Przez całą drogę nie było innego tematu niż dziewczyny,które zaliczył i te,które zaliczy w ten weekend. Nie odzywałam się,bo znów by to doprowadziło do kłótni. A Luki nie chciałam doprowadzić do furii. Zatrzymaliśmy się obok wysokiego apartamentowca, wysiedliśmy z samochodu zabierając z bagażnika torby,weszliśmy do środka budynku. Pięć minut później staliśmy przed drzwiami czekając na to,aby ktoś nam otworzył. U progu stanęłam mama uśmiechając się blado wpuściła nas do środka. Zostawiłam torbę na korytarzu i poszłam do salonu.Widok,który tam zastałam równocześnie zdziwił mnie i zdenerwował. Na kanapie siedział Cristian i jego żona, tuż za nimi oparci o parapet okienny stało dwóch młodych chłopaków. Widocznie przyrodni bracia Luki. Wiedziałam,że nie wróży to nic dobrego, dlatego też przywitałam się jak należy i prosiłam w duchu,żeby i mój brat zareagował mniej emocjonalnie niż kiedykolwiek na wieść o swoim ojcu, Z sypialni,w której Luka zostawił rzeczy było słuchać głośne śmiechy, najwidoczniej Bartra musiał zmienić repertuar i zaczął mówić konkrety z czego mój brat miał ubaw po pachy. Jednak chwilę potem wszystko ucichło. W salonie panowała grobowa cisza, każdy na siebie spoglądał. Pani Dorita mocno trzymała się ramienia męża, który z niesmaczną miną patrzył na mnie oczekując,że dokonam jakiegoś zbawienia. Czułam,że za chwilę będzie armagedon w wykonaniu barcelońskich gwiazd. I się nie myliłam, żwawym krokiem Luka wszedł do salonu z dzisiejszą gazetą w dłoniach. 
-Czytałaś to? -  wskazał na artykuł umieszczony w gazecie i zdjęcia. Na pierwszy rzut oka zauważyłam wielki tytuł na stronie 'Gwiazdy Barcy staną się wrogami?' i zdjęcia Cristiana Tello i jego syna Dylana, drugie zaś przedstawiało mojego tatę i Lukę. -  Przyjechał tutaj rozumiesz? - zacisnął  zęby ze złości rzucając gazetą o podłogę.
-Musiałem - usłyszeliśmy głos Tello.
-Gówno musiałeś! - warknął - Powinieneś już wyjść.
-Luka, chcę porozmawiać. 
-Miałeś na to 21 lat, wciągu których widziałem Cię tylko pięć razy! i od tak chcesz porozmawiać? Ciekawe o czym! - wydarł się rozkładając ręce ze zdziwienia.
-O twoim nowym kontrakcie synku. 
-Jaki synku? - krzyknął - Czy ty się sam słyszysz?
-Luca uspokój się - podeszła do nas mama, chwytając Lucę za dłoń - Twój tato chce tylko porozmawiać. - spojrzał na matkę, a później znów na Cristiana
-Nie widzę,żeby ktoś chciał z Tobą rozmawiać. - założył ręce na klatce piersiowej, stałam tuż za nim trzymając go kurczowo za koszulkę polo.
-Uspokój się,usiądziemy i porozmawiamy na spokojnie - powiedział Cristian wskazując dłonią na kanapę.
-Nie! - fuknął wściekły - Nie uspokoję się,nie usiądziemy i nie porozmawiamy! Zrozumiesz?
-Luca to twój ojciec - odezwał się Marc.
-Nie sztuką jest zapłodnić i spierdolić, sztuką jest wychować  i pokochać - ruszył w stronę  Cristiana - moim ojcem jest Rafeal Alcanatara! - wskazał palcem na tatę - On mnie uczył wszystkiego i on zasłużył na to miano!
-Luka - zaczął Rafa - powinieneś go wysłuchać..
-W końcu jesteś Luka Cristian Tello Rodrigo - powiedział jeden z jego przyrodnich braci.
-Nie prosiłem się o jego nazwisko! - rzucił w stronę Dylana
-A on nie prosił o takiego syna - odgryzł się na co Lukę wmurowało w podłogę. Dylan patrzył na niego z nienawiścią w oczach. Nie minęła chwila a Luki nie było już w mieszkaniu, zabrał kluczyki z samochodu i bluzkę i tak po prostu wybiegł, a ja i tata za nim. Nim zdążyliśmy wyjść z budynku kiedy srebrne terenowe Audi odjechało z piskiem opon. 


****************

kolejny rozdział za nami, akurat teraz jest mi ciężko pisać.


z Alcantarowego instagrama. XD



Rafinha w Monachium, 832 km ode mnie!