środa, 30 października 2013

Charper five.

Do mieszkania wróciliśmy nad ranem, na całe szczęście nie zastaliśmy nikogo.Zdjęłam buty i jedyne o czym teraz marzę to gorący prysznic.Nie zwracając na nawoływania moich kompanów poszłam do łazienki. Zabrałam z szafki puchaty ręcznik,rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Gorąca woda spływała po moim ciele dając mi chwilę wytchnienia. Oparłam się o zimne kafelki, przymrużyłam oczy czując ciepłe krople. Sięgnęłam ręką po malinowy żel i zaczęłam się myć. Po piętnastu minutach wywlekłam się z niej w samym ręczniku. Świeża,czysta i pachnąca.Chwyciłam do rąk szczotkę i rozczesałam mokre włosy.Zamykając za sobą drzwi, zeszłam do ciemnej kuchni. Wyjęłam z lodówki pomarańczowy sok. Nalałam do szklanki i z powrotem włożyłam do lodówki. Stałam odwrócona tyłem do drzwi, z okna padało mrawe światło księżyca kiedy ktoś złapał mnie za biodra.Odwróciłam się gwałtownie.
-Nie strasz mnie! - syknęłam zła
-Nie straszę, chciałem się tylko napić.
-Właśnie widzę Bartra. - powiedziałam odkładając szklankę do zmywarki, poprawiłam ręcznik,który miałam na sobie.- Dobrej nocy. - mruknęłam pod nosem wychodząc z pomieszczenia, gdy złapał mnie za nadgarstek ciągnąc ku sobie.Przyciągnął mnie na tyle blisko,że czułam jego perfumy. Nie spuszczał,że mnie wzroku.
-Będziesz patrzeć się tak długo,aż mój brat wejdzie i wyjebie Cię na zbity pysk? - zapytałam patrząc na niego.
-Jak mam się nie patrzeć skoro sama paradujesz półnaga. - powiedział kładąc dłonie na moich biodrach, pochylił się nade mną cały czas obserwując. Po raz pierwszy poczułam coś czego nie chciałam od dawna. Podobało mi się! - Kotku, kucisz. - wyszeptał na ucho.
-Za wysokie progi jak na twoje nogi. - sapnęłam.
-Fakt, nigdy bym nie chciał dziewczynę z krzywymi nogami. - dodał uśmiechając się. Zareagowałam od razu, kopiąc go kolanem w krocze. - Żartowałem - trzymając się za nie, ugiął się w pół.
-Uważaj co mówisz Bartra! - powiedziałam zaciskając zęby - za drugim razem będzie mocniej - dorzuciłam zostawiając go samego.

Dochodziła godzina czternasta, siedziałam w małej kawiarence nieopodal Camp Nou. Kreśliłam coś na chusteczce kiedy moja komórka za wibrowała w jeansowej kamizelce. Wyjęłam ją.
Alvarito: 'W La Rosas? Wieczorem."
Leti: "O której? "
Alvarito: "22 będziemy czekać."
Leti: "Będziemy, czyli kto?"
Alvarito: "Ja, Chino,Kai,Bryan wymieniać dalej?:)"
Leti: "Wpadnę."
Alvarito: "Wiedziałem :*"

Schowałam ją z powrotem, zostawiłam na stoliku kilka euro i wyszłam na zewnątrz. Miałam dziesięć minut do spotkania z dziekanem miejscowego uniwersytetu. Właśnie tam miały przyjść papiery na półroczny staż z Włoch. Byłam jedną z tych, którzy w ostatnim roku studenckim będą uczęszczać na zagraniczne przyuczenia. Przewieszając przez ramię torbę ruszyłam w stronę starych budowli, w których znajdował się gabinet. Weszłam nieśmiało do sekretariatu.
-Dzień dobry, w czym mogę pomóc? - spytała miła pani.
-Dzień Dobry ja jestem Leticia Alcantara podobno przyszły tutaj mojej papiery na..
-Ach tak pan Moore jest u siebie - odpowiedziała - możesz wejść - uśmiechnęła się ciepło otwierając mi drzwi przed nosem. Weszłam do jasnego gabinetu. Na ścianach wisiały zdjęcia drużyny sportowej tutejszej uczelni.
-Leticia tak? - spytał pulchniutki pan koło czterdziestki, siedząc za biurkiem. Tak to dziekan, odetchnęłam z ulgą. - usiądź proszę - wskazał na krzesło naprzeciw siebie. Tak jak powiedział, tak też zrobiłam, a ciężką torbę położyłam obok siebie - Zapewne słyszałaś o stażach w tym roku? - skinęłam głową zgodnie z prawdę.Przecież jedną trzecią z całego roku studenckiego spędziłam w akademiku z błahych przyczyn. Fakt faktem Bosolii narzekał na mnie i moje dość częstsze nieobecności na wykładach namówił włoskiego dziekana na zagraniczny staż dla mnie. - dostałem papiery z czterech klubów,które interesują się twoją osobą.
-Do czego pan dąży? - zapytałam ściskając dłonie.
-Staż w klubach o których nawet nie śniłaś. Real,Barcelona,City i Juventus.
-Jak to możliwe? - nachyliłam się - Częściej jestem poza uczelnią, a oni chcą akurat mnie.
-Profesor Bosolii walczył o to jak lew, powinnaś mu podziękować - wstał trzymając w dłoniach cztery teczki każda innego koloru. - masz dwa tygodnie na przemyślenie - podał mi je - jeśli się zastanowisz, masz wysłać papiery do któregoś z nich. Wybór należy do Ciebie Leticio. - ukłonił się na pożegnanie i wyszedł, a ja zaraz po nim.

Wróciłam do domu dosyć późno, z racji z tego,że nie zadzwoniłam po nikogo kto by po mnie przyjechał. Zdjęłam buty i poszłam do salonu. Wszystko położyłam na fotel usiadłam pomiędzy tatą, a wyjkiem Thiago, którzy zawzięcie oglądali ligę angielską. Wyciągnęłam nogi przed siebie teczki z ofertami rzuciłam na szklany stolik.
-Co to? - zapytał tato wskazując na teczki
-Papiery na staż - odpowiedziałam zgodnie z prawdą, oboje spojrzeli na mnie jak na głupka i czym prędzej dobrali się do teczek - Kto gra? - spytałam.
-Chelsea - odpowiedział wujek wyjmując bielutkie kartki z herbem Manchesteru City.Otworzył usta ze zdziwienia czytając propozycję,które mi oferowali. - Przeniesiesz się do Anglii?
-Mam nadzieję,że nie. - mruknęłam pod nosem - Nie mam zamiaru przebywać na meczu zasranych londyńskich wywłok. - wskazałam głową na ekran telewizora.
-Leticia! - oburzył się tato spoglądając spod kartek - Słownictwo.
-Oj tato, oni są i będą szmatami.
-Możliwe,ale nie powinnaś tak mówić - wyłączył telewizor,kładąc wszystko na stolik.
-Ej ja tu oglądam! - wyrwałam mu pilot z rąk włączając transmisję - Po za tym sam widziałeś na co wyrósł Dylan. Jest z Chelsea,jest ciotą. Nie wspomnę o kolegach bo nie są lepsi.
-Nie osądzaj ludzi po wyglądzie.
-Litości! - uniosłam ręce do góry - Tato, z nim nie trzeba rozmawiać, mu źle się patrzy z oczu. W dodatku nie chce grać dla Barcelony.
-Jak to? - spojrzał na mnie starszy z rodu Alcantara.
-Real Madryt chciał go kupić za niezłą sumkę, miał testy ale stary Tello się dowiedział, zrobił zadymę- podniosłam się na rękach - i przyleciał zakontraktować się z Barceloną.
-Skąd wiesz?
-Mam od tego ludzi wujek - włożyłam do teczek dokumenty - Zaufanych ludzi - powiedziałam wychodząc.






Po pierwsze rozdzial dla Copernicany.Special for you, wiem ze mało tutaj Alcantarow ale musisz mi wybaczyć mam kilka rozdziałów do przodu i jedynie tutaj się pojawili na dłużej. Obiecuję, ze jeden bedzie tylko z family Alcantara. :)
Po drugie musicie mi wybaczyć za jakiekolwiek literówki, nie jest sprawdzony do końca. Chwilowa awaria komputera i laptopa wiec został mi tylko telefon.Czytajcie i do zoba!




niedziela, 20 października 2013

charper four.



Przeklinałam w duchu ojca Luki, wchodząc ponownie do mieszkania od razu poszłam do sypialni brata, gdzie położyłam się na łóżku. Poprawiłam zgniecione poduszki, kładąc się na nich wpatrywałam się ślepo w sufit. Co chwilę obracając w ręku komórkę miałam nadzieję,że zaraz zadzwoni do mnie Olivia i powie,że Luca siedzi u niej. Jednakże tak się nie działo, bałam się o niego i to bardzo. David wszedł do sypialni i bez słowa położył się obok mnie. Wiedział,że to nieodpowiadania chwila na nasze kłótnie o byle błahostkę. W takich chwilach mogłam na niego liczyć. Słyszałam tylko jak oddycha coraz płytszej. Przytuliłam twarz do poduszki, która otulała zapach perfum Luki. Przymknęłam oczy. Obudziłam się gdzieś po 3 godzinach. Poczułam pod głową coś, co na pewno nie było poduszką. Leżałam na jego klatce piersiowej przykryta po uszy kołdrą. Usłyszałam dźwięk dzwoniącego telefonu, przetarłam oczy i usiadłam na łóżku łapiąc w dłonie komórkę. Spojrzałam na wyświetlacz 'Luka dzwoni'' odebrałam
-Gdzie jesteś? - zapytałam drżącym głosem.
-Przyjedź z Davidem..
-Gdzie? - przerwałam mu
-Na Bogatell - powiedział i rozłączył się. Siedziałam chwilę w osłupieniu, ocknęłam się dopiero gdy David szturchnął mnie łokciem. Patrzyłam na niego.
-Jedziemy na Bogatell - powiedziałam wstając z łóżka weszłam do łazienki. Pośpiesznie umyłam twarz,złapałam pierwszą lepszą bluzę,która leżała na fotelu i wyszłam zaraz za Bartrą. Weszliśmy do salonu, w którym nic się nie zmieniło odkąd Luca pojechał.
-Tatku  kluczyki? - spytałam przytrzymując się rękoma o oparcie fotela na,którym siedział stary Bartra.  David stał za mną. Czułam jak wszystko w nim wre na sam widok Dylana.
-Po co ci? - powiedział wyjmując je z kieszeni spodni.
-Jedziemy do Luki.
-Jadę z wami - wyrwał się Cristian,który do tej pory stał cicho wpatrując się w widoki za oknem.
-Chyba pobiegniesz za nami - wkurzyłam się - Nie wystarcza panu,że pojechał nie wiadomo gdzie w środku nocy w dodatku zmęczony po meczu? Mało panu,żeby jeszcze sobie coś zrobił? - złapałam kluczyki,które rzucił mi tato - Dam znać co z nim - powiedziałam na odchodne. Odszukaliśmy na parkingu czarnego mercedesa rodziców. Dłonie trzęsły mi się niesamowicie,widząc to David zabrał mi kluczyki z rąk.
-Ja poprowadzę - powiedział cicho otwierając mi drzwi z strony pasażera.


Przytaknęłam głową siadając, zapinałam pasy kiedy po drugiej stronie umiejscowił się przyjaciel mojego brata. Uruchomił silnik i już po chwili mknęliśmy po ulicach Barcelony słuchając radia. Nerwowo ściągałam końce czarno-niebieskiej  bluzy w dłoniach.Popatrzyłam na Davida z ukosa widać było,że także się martwił. Cieszyłam się z jednej strony, że Luca ma takiego przyjaciela i mimo tego z czasami mam ochotę udusić go to na swój sposób go lubię, a on mnie. Jednakże oboje nie pokazujemy tego, bo wtedy mógłby być armagedon w domach Alcantara-Bartra. Któż wie co wymyślili by nasi ojcowie związku z nami. Nawet nie zwracałam uwagi na to, że przez cały czas David patrzył raz na mnie raz na ulicę. Zatrzymał się na czerwonym świetle, ściszył nieco radio. Odwrócił głowę w moją stronę lewą rękę miał na drążku biegów, a prawą kurczowo trzymał kierownicę
.-skąd masz moją bluzę?- chwycił za kawałek materiału patrząc na mnie
-to twoja? - zdziwiłam się - leżała w łazience,jeżeli chcesz zdejmę ją - złapałam za wykończenia.
-nie - zaprotestował - ślicznie w niej wyglądasz - mruknął pod nosem ruszając. Nie powiem uśmiechnęłam się bo to pierwszy komplement,który padł z jego ust w moją stronę. Zatrzymał się na parkingu, oparł obiema rękami kierownicę. Szukał wzrokiem auta Luki. Stał oparty o maskę. David wyszedł z samochodu, a ja zaraz za nim. W migiem stanęłam obok niego. Rozglądając się po okolicy doszłam do wniosku, że oprócz 'bezpańskich' aut był sam. Podeszliśmy bliżej w dłoni trzymał komórkę. Obracając ją co chwilę. Zatrzymałam się przed nim, widziałam w jego oczach łzy. Wiedziałam,że jest to dla niego ciężka sprawa. Cierpiał, chociaż tego nie okazywał. W dodatku całą sprawę pogorszył jego przyrodni brat mówiąc,że Cris nie prosił się o niego. Przymknął oczy krzyżując na klatce piersiowej ręce. Przenosiłam wzrok raz na Lukę, raz na Davida który stał z rękoma w kieszeni. Butem grzebał w niewielkiej ilości piasku na parkingu. Staliśmy w ciszy,dopóki komórka Luci nie zaczęła dzwonić. Ukradkiem zauważyłam,że to kolejna wiadomość od Olivii widocznie i ona zamartwiała się o niego.Otworzył drzwi do samochodu wrzucając do niego komórkę,zdjął z siebie bluzę  rzucając ją na tylne siedzenie. Bartra nie odezwał się ani słowem wiedząc,że zaczynając temat ojca zezłościł by się jeszcze bardziej. Kopnęłam w jego stronę niewielki kamyk, podniósł wzrok na mnie. Kiwnęłam głową na Lukę,który usiadł na ławce.
-Wiesz,że to nieodpowiedni moment - mruknął ze złością
-W końcu ktoś musi z nim pogadać, a skoro jesteś jego przyjacielem to jak najbardziej powinieneś.
-A ty jego siostrą
-I dlatego właśnie to robię idioto - syknęłam przez zęby zmierzając ku Luce.Siedział chowając twarz w dłoniach. Usiadłam obok niego przytulając się do jego ramienia, obok mnie po chwili zjawił się David siadając z kamienną twarzą, posłał mi przepraszające spojrzenie na co tylko skinęłam głową.
-Mógł nie przyjeżdżać - powiedział w końcu.
-Zależy mu.
-Na czym? - spojrzał na mnie - Powiedź na czym mu zależy? Bo jakoś zbytnio nie okazywał tego. 
-Nikt nie mówił,że będzie łatwo. - spojrzałam na niego.


-*********************-


Z racji z tego,że dzisiaj jest niedziela i mam dzień dobroci,wstawiam rozdział.
Wczoraj podzieliliśmy się punktami z Osasuną.
Dobre wiadomości płyną z Barcelony!

 Po pierwsze: Welcome back crack!


Po drugie: Jejciu Cristian tatusiem. *.*

Miłego czytania, do zoba! 



niedziela, 13 października 2013

charper three.

Przez kolejne dwa dni nie odzywałam się do Davida ani słowem. Za każdym razem, gdy chciał porozmawiać uciekałam do pokoju albo zaczynałam się rozglądać za kimś z drużyny. Na pierwszy rzut oka zawsze rzucał się mój  Alvaro ,który za każdym razem z przyjemnością zapraszał mnie do swojego pokoju, w którym urzędował wraz z Aitorem.Po wczorajszym przegranym meczu mieliśmy od razu polecieć do Barcelony,ale niestety pogoda nam na to nie pozwalała,więc musieliśmy wrócić do hotelu na kolejną noc.Obudziłam się rano czując jak ktoś gniecie mi rękę. Podniosłam nieco głowę do góry, ku mojemu zdziwieniu obok mnie siedział Luka, a ciut dalej na fotelu siedział David.
-Mógłbyś zejść z mojej ręki - sapnęłam chowając twarz w poduszkę. Chwilę po tym nie czułam już ucisku na ręce, więc mogłam przekręcić się na drugą stronę łóżka. - Dziękuje braciszku - mruknęłam zakrywając się kołdrą po sam czubek głowy.  Poczułam jak ktoś kładzie się obok mnie obejmując dłońmi wokół talii. Nie zważyłam na to zbytnio uwagi,bo za pewno Luca potrzebował się do kogoś przytulić,bo przecież Oli nie była w pobliżu. Nie otwierając oczu przysunęłam się bliżej. Kładąc głowę na jego torsie, poczułam zapach dobrze mi znanych perfum.Przymrużyłam oczy i zobaczyłam twarz Davida w lekko wykrzywionym uśmiechu. Odskoczyłam od niego jak oparzona w samych spodenkach i bokserce wstałam na łóżku patrząc na niego wściekle.
-Won stąd - warknęłam pokazują palcem na drzwi. 
-Leti, daj spokój. - podniósł się na łokciach patrząc na mnie przenikliwie - Chcę pogadać.
-Nie mamy o czym.
-Wczoraj przesadziłem i..- patrzył na mnie - chciałem Cię przeprosić.
-Wsadź sobie te przeprosiny w dupę! - krzyknęłam zeskakując z łóżka - lepiej będzie jeśli już sobie pójdziecie - otworzyłam drzwi wypraszając ich rękoma. David wyszedł jako pierwszy dodam,że wściekły jak osa, Luca podszedł do mnie i pocałował mnie w czoło.
-Zbieraj się za dziesięć minut śniadanie później mamy samolot - powiedział zamykając drzwi.



Prosto z lotniska pojechaliśmy do mieszkania Luki, tam mieli na nas czekać rodzice. Nie był to pocieszający fakt,że kolejne godziny spędzę w towarzystwie wkurwiającego Davida,który jak na złość wrył się na przednie siedzenie samochodu. Przez całą drogę nie było innego tematu niż dziewczyny,które zaliczył i te,które zaliczy w ten weekend. Nie odzywałam się,bo znów by to doprowadziło do kłótni. A Luki nie chciałam doprowadzić do furii. Zatrzymaliśmy się obok wysokiego apartamentowca, wysiedliśmy z samochodu zabierając z bagażnika torby,weszliśmy do środka budynku. Pięć minut później staliśmy przed drzwiami czekając na to,aby ktoś nam otworzył. U progu stanęłam mama uśmiechając się blado wpuściła nas do środka. Zostawiłam torbę na korytarzu i poszłam do salonu.Widok,który tam zastałam równocześnie zdziwił mnie i zdenerwował. Na kanapie siedział Cristian i jego żona, tuż za nimi oparci o parapet okienny stało dwóch młodych chłopaków. Widocznie przyrodni bracia Luki. Wiedziałam,że nie wróży to nic dobrego, dlatego też przywitałam się jak należy i prosiłam w duchu,żeby i mój brat zareagował mniej emocjonalnie niż kiedykolwiek na wieść o swoim ojcu, Z sypialni,w której Luka zostawił rzeczy było słuchać głośne śmiechy, najwidoczniej Bartra musiał zmienić repertuar i zaczął mówić konkrety z czego mój brat miał ubaw po pachy. Jednak chwilę potem wszystko ucichło. W salonie panowała grobowa cisza, każdy na siebie spoglądał. Pani Dorita mocno trzymała się ramienia męża, który z niesmaczną miną patrzył na mnie oczekując,że dokonam jakiegoś zbawienia. Czułam,że za chwilę będzie armagedon w wykonaniu barcelońskich gwiazd. I się nie myliłam, żwawym krokiem Luka wszedł do salonu z dzisiejszą gazetą w dłoniach. 
-Czytałaś to? -  wskazał na artykuł umieszczony w gazecie i zdjęcia. Na pierwszy rzut oka zauważyłam wielki tytuł na stronie 'Gwiazdy Barcy staną się wrogami?' i zdjęcia Cristiana Tello i jego syna Dylana, drugie zaś przedstawiało mojego tatę i Lukę. -  Przyjechał tutaj rozumiesz? - zacisnął  zęby ze złości rzucając gazetą o podłogę.
-Musiałem - usłyszeliśmy głos Tello.
-Gówno musiałeś! - warknął - Powinieneś już wyjść.
-Luka, chcę porozmawiać. 
-Miałeś na to 21 lat, wciągu których widziałem Cię tylko pięć razy! i od tak chcesz porozmawiać? Ciekawe o czym! - wydarł się rozkładając ręce ze zdziwienia.
-O twoim nowym kontrakcie synku. 
-Jaki synku? - krzyknął - Czy ty się sam słyszysz?
-Luca uspokój się - podeszła do nas mama, chwytając Lucę za dłoń - Twój tato chce tylko porozmawiać. - spojrzał na matkę, a później znów na Cristiana
-Nie widzę,żeby ktoś chciał z Tobą rozmawiać. - założył ręce na klatce piersiowej, stałam tuż za nim trzymając go kurczowo za koszulkę polo.
-Uspokój się,usiądziemy i porozmawiamy na spokojnie - powiedział Cristian wskazując dłonią na kanapę.
-Nie! - fuknął wściekły - Nie uspokoję się,nie usiądziemy i nie porozmawiamy! Zrozumiesz?
-Luca to twój ojciec - odezwał się Marc.
-Nie sztuką jest zapłodnić i spierdolić, sztuką jest wychować  i pokochać - ruszył w stronę  Cristiana - moim ojcem jest Rafeal Alcanatara! - wskazał palcem na tatę - On mnie uczył wszystkiego i on zasłużył na to miano!
-Luka - zaczął Rafa - powinieneś go wysłuchać..
-W końcu jesteś Luka Cristian Tello Rodrigo - powiedział jeden z jego przyrodnich braci.
-Nie prosiłem się o jego nazwisko! - rzucił w stronę Dylana
-A on nie prosił o takiego syna - odgryzł się na co Lukę wmurowało w podłogę. Dylan patrzył na niego z nienawiścią w oczach. Nie minęła chwila a Luki nie było już w mieszkaniu, zabrał kluczyki z samochodu i bluzkę i tak po prostu wybiegł, a ja i tata za nim. Nim zdążyliśmy wyjść z budynku kiedy srebrne terenowe Audi odjechało z piskiem opon. 


****************

kolejny rozdział za nami, akurat teraz jest mi ciężko pisać.


z Alcantarowego instagrama. XD



Rafinha w Monachium, 832 km ode mnie! 

czwartek, 3 października 2013

charper two.

28 marca 2039rok.

Obudziłam się około południa. Był słoneczny,letni dzień. Wygramoliłam się z hotelowego łóżka. Stanęłam przy oknie i wpatrywałam się w błękitne niebo. Przypominając sobie wczorajszą powitalną imprezę,którą zorganizowali mi chłopaki. Byłam im bardzo wdzięczna, w końcu po czterech latach rozłąki przyjęli mnie z otwartymi ramionami i chwała im za to. Wyjęłam z torby ciuchy,które zaraz po prysznicu narzuciłam na siebie. Zostawiając w pokoju totalny armagedon powędrowałam do pokoju brata, chowając do kieszeni czarnych spodni kartę hotelową. Otworzyłam drzwi i niczym piorun wparowałam do środka. Siedział wraz z Bartrą z padami w dłoniach, a w okół nich walały się butelki po wodzie mineralnej. Wcisnęłam się pomiędzy nich, żaden z nich nawet nie zwrócił na mnie najmniejszej uwagi. Przyglądałam się ich grze dopóki po raz kolejny David nie wbił piłki w bramkę Luki.
- Nie ma co, ale główek do picia to Wy nie macie - śmiejąc się wyrwałam Luce pada ,włączyłam grę od nowa.
- Śmieszne no nie? - zaczął Bartra - Leticia piła równo z nami, a patrz! Nic jej nie ma! - prychnął patrząc w ekran plazmowego telewizora.
- Po pierwsze Leti głąbie! Czy to tak trudno zrozumieć? - szturchnęłam go łokciem - A po drugie mam swój rozum i wiem kiedy przystopować. 
- Ta jasne.
- To,że akurat Ty wlewasz w siebie hektolitry wódki nie oznacza,że ja także muszę! - fuknęłam zła - Gdyby nie ja i Alvaro, Bóg wie gdzie byście spali w nocy. Wlekliście się za jakimiś szmatami po calutkim Madrycie! Ciekawe co by powiedział stary Bartra na to.
- Nie mieszaj mojego ojca do tego! - spojrzał na mnie groźnie - Mogę wlewać w siebie tyle ile mi się zamarzy i nie powinno Cię to interesować nawet w najmniejszym stopniu!I to czy uganiam się za jakąś szmatą tym bardziej! - warknął w moją stronę.
- Przez cztery lata nic się nie zmieniłeś. Dalej jesteś takim samym dupkiem jakim byłeś - wstałam patrząc na niego z góry - Ale wiesz co? Gówno mnie to obchodzi to twoje chlanie, cóż to nie mnie zobaczy trener w przepitym ryjem.
- Daruj sobie te głupie gdakanie  - również wstał - Nie zagram wiesz czemu? Bo mister kieruje się Tobą! Za każdym razem kiedy zjawiałaś się w Barcelonie słuchał Ciebie, wyłączał mnie z kadry, odsyłał na trybuny, a kiedy znów wyjechałaś wszystko wracało do normy! Przez Ciebie wypożyczyli mnie do Malagi, a kiedy tam dostawałem minuty ściągnęli mnie znów! 
- Gdyby nie moje drune rady, dalej siedziałbyś na wypożyczeniu! - wrzasnęłam - To ja podsunęłam pomysł na Twój i Luki kontrakt! - wskazałam na brata.
- Na cholerę to robisz?
-Bo chcę,żebyście oboje coś osiągnęli grając w piłkę!  zacisnęłam dłonie w piąstki - Nie rozumiesz? Skończył byś jak Emilio, sprzedali by Cię na wyspy! Gdybym nie wymuszała presji na ojcu twojego powrotu, a Luce dodatkowe treningi gówno mielibyście z tego kontraktu! Robię to wszystko dla Waszego dobra, ale oczywiście pan David 'zapatrzony w siebie' Bartra ma wszystko w dupie!
-Mogłabyś grać, gdybyś nie wsiadła do auta Sergio!Ostrzegałem Cię,że to się źle skończy! Ale po co mnie słuchać, przecież Ty wiesz lepiej - rozłożył ręce - ale gdybyś nie zapięła pasów, już dawno leżałabyś wąchając kwiatki od spodu! -ryknął ściskając dłonie, dopiero po chwili uświadomił sobie co powiedział widząc spływające łzy po moich policzkach -Przepraszam Leti, ja na prawdę nie chciałem. - podszedł do mnie. Wyminęłam go ocierając łzy z policzka.
-Chciałeś jak najbardziej David - spojrzałam na niego mają kolejne łzy w oczach - I nie martw się masz gwarantowane miejsce w pierwszym składzie na mecz- powiedziałam wychodząc. 
-Przegiąłeś stary i to równo - sapnął Luka.



Luka dorwał mnie przy windzie przytulając do siebie. Nie odezwał się ani słowem. Wiedział,że to nie odpowiedni moment na rozmowę. Sam również wiedział,że po raz enty przegiął David. Zresztą sam miał już dość naszych ciągłych kłótni za przeproszeniem o byle gówno. Nie raz powtarzał mi,żebym przestałam przedrzeźniać Bartrę. Jednakże sprawiało mi to niezłą frajdę. Codziennie sprzeczki doprowadzały go do szału, wtedy wolał siedzieć cicho i nie wtrącać się w to. Dlatego, gdy już razem mieliśmy gdzieś wyskoczyć wolał zabrać ze sobą Oli, z którą obydwoje zachowujemy się jak należy. Zjechaliśmy na parter, pośpiesznie wyszłam z windy wpadając przypadkowo na chłopaków z drużyny. Chcieli zabrać Lukę ze sobą. Tłumaczył im o moim złym samopoczuciu. Szłam małymi alejkami w pobliskim parku niedaleko budynku. Wyjęłam z kieszeni szortów paczkę papierosów i zapaliłam jednego. Jedyną rzeczą,którą nikt o mnie nie wie to to,że od wyjścia z szpitala zaczęłam palić. Nawet Luca,któremu o wszystkim mówiłam nie wiedział. Usiadłam na metalowej ławce, przyciągnęłam do klatki piersiowej kolana. Zaciągnęłam się. Kilka porządnych buchów sprawiło,że ulżyło mi. Zagasiłam niedopałek o żelazną ramę czarnej ławeczki , gdy Luka przysiadł się obok mnie. 
-Palisz? - spytał pokazując na peta leżącego w trawie.
-Okazyjnie - wymamrotałam - na przykład,gdy wkurwi mnie David. 
-Wiesz dobre,że nie powinnaś
-A co mi pozostało? - spojrzałam na niego, czując napływające łzy pod powieki - Sam słyszałeś,że powinnam być na miejscu Sergio. 
-Leti. - przyciągnął mnie do siebie, mocno przytulając - David ma trudny charakter, oboje go macie - poprawił się - Nie chciał,żeby tak wyszło. 
-Ale wyszło całkiem na odwrót. - spojrzałam na niego - nie usprawiedliwiaj Go.. - chciałam kontynuować,ale dostał wiadomość.Wyjął z kieszeni spodni komórkę, odczytał. Podniosłam nieco głowę do góry tak abym mogła patrzeć na niego. -Bro co jest? - Patrzyłam jak robi się czerwony jak wiśnia.
-Cristian przylatuje do Barcelony - sapnął zły. 
-Wiedziałeś,że wkrótce wróci - mruknęłam - powinieneś się cieszyć. 
-Tryskam radością - spojrzał na mnie, wyczułam tą nutkę sarkazmu w jego głosie.
-Wraca na stare śmieci.
-Dokładnie - prychnął.
-Brakuje Ci go prawda? - spojrzałam na niego
-Sam nie wiem -sapnął - Bądź co bądź jest moim biologicznym ojcem,ale zjawiać się z dnia na dzień przypominając sobie o mnie, to lekka przesada.
-Przecież mama nie dzwoniła od dwóch dni.
-Tato Leti.. - podał mi komórkę,którą od dłużej chwili trzymał w dłoniach. 
Tata Alcantara : 'Młody!Twój tato wraca z rodziną na stałe, Dylan został wypożyczony z możliwym transferem na przyszły sezon. Deja vu? Chce rozmawiać z tobą. Nie mów nic mamie jak zadzwoni bądź zaskoczony! Masz wygrać  jutrzejszy mecz kapitanie! R.'
-Dobrze,że nie pomocnik miałbyś konkurencję.- oddałam mu ją.
-Tutaj nie chodzi o konkurencję w drużynie - uniósł się trochę - tutaj chodzi o tatę,gdyby nie on nigdy nie zagrał by w Barcelonie,wybrał by Real.
-Cristian chce,aby poszedł w jego ślady?
-Dokładnie. - podniósł się z ławki - Miesiąc temu był na testach w Madrycie.
-I? - również wstałam
-Starszy dowiedział się z gazet i zrobił mu dym.
-Rodzice postawili mu ultimatum albo wybierze Barcelonę,albo gra dalej w rezerwach Chelsea? -spytałam,ba raczej stwierdziłam
-I wybrał - prychnął kierując się w stronę hotelu.